piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 22

***

Od powrotu Any minął tydzień i dziewczyna mogła śmiało stwierdzić, że był to jeden z jej najlepszych tygodni w życiu. Dawno nie czuła się tak swobodnie z piłką. Kochała przychodzić na treningi, cieszyła się widząc piłkarzy.
No i najważniejszą sprawą było to, że znowu mogła być blisko Marca, za którym tak bardzo tęskniła. Każdą wolną chwilę spędzali razem, ciesząc się swoim towarzystwem.

***

Piłkarka siedziała na ławce i obserwowała przebieg spotkania. Barcelona zdominowała Espanyol, nie pozwalając im nawet wyjść ze swojej połowy. Była zadowolona z przebiegu meczu.

Po chwili Marc został sfaulowany i pobiegł z pretensjami do sędziego. Po paru sekundach dostał żółtą kartkę, jednak nadal nie potrafił się uspokoić, piłkarze siłą odciągali go od arbitra.
-Muszę tam iść, on zaraz dostanie czerwoną!-krzyknęła stojąc obok trenera.
-Nie możesz od razu pobiegnie ochrona.
-No i co z tego naraz będziemy grać w 10!
-Dobrze leć-powiedział a piłkarka wbiegła na murawę.
-Marc uspokój się!-krzyknęła stając na przeciw piłkarza.
-Odsuń się!
-Bartra!-ryknęła gdy do piłkarza nic nie docierało.
-Nie teraz!
-Marc proszę uspokój się!-powiedział po raz kolejny stając na przeciwko niego lecz ten ruchem ręki przewrócił ją na ziemie. Po paru sekundach zorientował się co zrobił, ale dziewczyna była już  w drodze do tunelu.
-Ana zaczekaj!
-Odwal się ode mnie!-krzyknęła wściekła.
-Przepraszam nie chciałem!-powiedział stając na przeciw niej.
-W dupie to mam, chciałam Ci pomóc a ty to masz gdzieś!-krzyknęła i uderzyła piłkarza w twarz i pobiegła do wyjścia.

Po paru minutach była w domu.
-Ana wszystko w porządku?-zapytała Anto widząc co stało się na meczu.
-Nic nie jest w porządku!-krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju.

-Co z nią?-zapytał Leo wchodząc do domu.
-Nie wiem odkąd wróciła nie wychodzi z pokoju.
-Ok-powiedział i ruszył do pokoju córki.
-Ana!-krzyknął stojąc przy drzwiach.
-Idź sobie!
-Ana proszę Cię wpuść mnie!-krzyknął Messi, lecz i to nie pomogło.
Po paru minutach w ich domu pojawił się Bartra.
-A ty tu po co?!-zapytał zły Argentyńczyk.
-Muszę z nią pogadać, nie chciałem.
-Trzeba było się zastanowić wcześniej.
-Wiem, nie powinienem, daj mi z nią porozmawiać.
-Dobrze.
-Ana! Wpuść mnie!
-Spierdalaj!
-Ana proszę Cię, przepraszam daj mi to wytłumaczyć!-krzyknął lecz dziewczyna nie uległa. Piłkarz wybiegł z domu i stanął na przeciwko okna dziewczyny. Podszedł do drzewa i zaczął się wspinać. Powoli szedł po gałęzi i wskoczył do pokoju piłkarki.
-Ana przepraszam!-krzyknął podchodząc do niej.
-Marc idioto mogłeś spaść!-pisnęła.
-Czyli jednak Ci na mnie zależy-powiedział a ta odwróciła się.
-Oh Ana przepraszam, nie chciałem to wszystko przez tego sędziego wybacz mi-powiedział lecz ta nie odwróciła się.
-Wybacz mi!-krzyknął klękając przed nią a ta spojrzała w jego stronę.
-Wstań!
-Wybaczysz mi?
-Nie wiem.
-To ja skoczę z oka!-krzyknął i ruszył.
-Marc przestań!-pisnęła i podbiegła do niego.
-Wybaczysz mi?-zapytał a dziewczyna przytuliła się do niego.
-Tak.
-Dziękuje a teraz chodź idziemy coś zjeść-powiedział i zabrał ją na ręce.
-Pogodzeni?-zapytał Leo.
-Tak.
-Marc ty krwawisz!-krzyknęła Anto a piłkarz spojrzał na rękę, z której ciekła krew.
-To pewnie z tego drzewa-powiedział podchodząc do kranu.
-Z drzewa?!-krzyknęli jednocześnie rodzice dziewczyny.
-Nie wpuściła mnie to musiałem jakoś wejść. Jak widać moja sztuka z dzieciństwa nie poszła na marne, jako jeden z nielicznych potrafiłem tak dobrze wspinać się po drzewach.
-Chodź opatrzę Ci to-powiedziała Anto i chwyciła dłoń piłkarza.

***

Następne tygodnie mijały spokojnie, Ana trenowała i grała z dziewczynami lecz zawsze była na każdym meczu chłopaków pomagając im.
Po każdym treningu siedziała z Marciem i cieszyli się swoim towarzystwem.
-Cześć-powiedział Hiszpan wchodząc do pokoju dziewczyny.
-Hej-powiedziała cicho i opadła na łóżko.
-Co się stało?-zapytał.
-Źle się czuje-powiedziała, wstała i ledwo trzymając się na nogach ruszyła w jego stronę.
-Połóż się zaraz Ci przyniosę lekarstwa-powiedział i odprowadził dziewczynę do łóżka.

-Gdzie macie jakieś leki?-zapytał schodząc na dół.
-Leki? Po co?-zapytał Leo.
-Ana jest chora, ledwo stoi na nogach.
-Już daje-powiedziała Anto i pobiegła do kuchni.
Marc całą noc przesiedział z dziewczyną, która wykończona zasnęła w jego ramionach.
-Spałeś coś?-zapytała następnego dnia.
-Tak-skłamał.
-Jasne jasne, a oczy Ci się ledwo otwierają. Czemu nie położyłeś się koło mnie?
-Tak słodko spałaś, że nie chciałem Cię ruszać.
-Kładź się trening macie później więc się wyśpij.
-A ty jak się czujesz?-zapytał spoglądając na nią.
-Już lepiej, dziękuje, że się mną zająłeś-powiedziała i pocałowała go w policzek.
-To dobrze.
-A teraz idź spać.
-Nie trzeba, naprawdę.
-Marc nie ma gadania, musisz mieć siłę na treningu-powiedziała i wyszła z pokoju.
-Cześć kochanie-powiedziała Anto witając się.
-Hej.
-Jak się czujesz?-zapytała spoglądając na córkę.
-Lepiej-powiedziała i uśmiechnęła się.
-Dzisiaj nie idziesz na trening-powiedział Leo witając córkę.
-Dobrze tato nie będę trenować ale się przejdę, pooglądam.
-Oszczędzaj się Ana.
-Gdzie Marc?-zapytała Anto.
-Całą noc nie spał, kazałam mu się wyspać przed treningiem, jest coś na śniadanie?-zapytała.
-Jasne, siadaj zaraz będzie-powiedziała i podała dziewczynie talerz z kanapkami.
Piłkarka po posiłku wzięła talerz i ruszyła na górę. Po cichu weszła do pokoju i widząc śpiącego piłkarza uśmiechnęła się. Wzięła rzeczy i poszła się umyć, wyszła z łazienki w samej bieliźnie szukając ubrania.
-Takie widoki to ja rozumiem-usłyszała i podskoczyła.
-Marc! Nie śpisz?-zapytała zakładając koszulkę piłkarza, w której zawsze spała.
-Jak mam spać jak mnie rozpraszasz?-zapytał a dziewczyna uderzyła go.
-Chodź tu-powiedział i przesunął się robiąc jej miejsce.
Piłkarka położyła się koło niego i w parę minut oboje spali.
Po paru godzinach dziewczyna obudziła się, w objęciach piłkarza czuła się wspaniale, bezpiecznie.
Spojrzała na zegarek i wyskoczyła z łóżka.
-Marc trening!-krzyknęła budząc piłkarza.
-Co?-zapytał rozespany.
-Za 10 minut masz trening!-powiedziała a piłkarz wyskoczył z łóżka.
W pięć minut ubrali się i wybiegli z domu, dziewczyna była zdziwiona, że ojciec ich nie obudził.
Po paru minutach zdyszani wbiegli do ośrodka treningowego. Marc założył strój i razem z Aną wbiegli na boisko.
-Co wyście robili gołąbeczki?-zapytał Gerard patrząc na parę.
-Zaspaliśmy.
-Zaspaliście?!-krzyknęli piłkarze.
-Tato dlaczego nas nie obudziłeś?!-powiedziała patrząc na ojca.
-Ty jesteś chora a on ledwo stoi na nogach, rozmawiałem z trenerem i pozwolił wam dzisiaj nie trenować, Anto miała wam powiedzieć.
-Nie było jej w domu-odparła i opadła zdyszana na ziemię.

-Ana przed chwilą przyszedł list do ciebie-krzyknął Leo a dziewczyna zbiegła na dół.
-Do mnie?-zapytała zdziwiona.
-Tak i chyba nawet wiem o co chodzi-odparł z uśmiechem a dziewczyna zaczęła czytać list.
-Co?!-krzyknęła.
-Powołanie?-zapytał Leo.
-Jak to możliwe?-zapytała zdziwiona.
-Ana chyba nie sądziłaś, że będzie inaczej, jesteś najlepszą piłkarką Barcy.
-Tato mogę grać? Przecież ty jesteś z Argentyny.
-Twoja matka była Hiszpanką ty się urodziłaś i taką masz narodowość więc spokojnie możesz grać.
-Opowiesz mi o niej?-zapytała cicho.
-Dobrze, chodź-powiedział i ruszył do gabinetu.
-Co tu robimy?-zapytała zdziwiona.
-Nie znałem twojej mamy zbyt długo, parę miesięcy i koniec, nie wiedziałem, że jest w ciąży, nic mi nie powiedziała o tobie.
Była silną kobietą, miała ciężki charakter, jak coś sobie postanowiła to tak musiało być, była zawzięta, uparta lecz i spokojna, pomocna, nigdy nie zostawiła nikogo w potrzebie. Mimo iż z z wyglądu jesteś taka jak ja większość charakteru odziedziczyłaś po Elizabeth-powiedział i wręczył Anie zdjęcie.
-To mama?-zapytała.
-Tak, mieliśmy wtedy po 15 lat, byliśmy młodzi i głupi-dodał z uśmiechem.
-Mogę zatrzymać jej zdjęcie?
-Oczywiście, a teraz leć się pakować jutro wylatujemy do Madrytu, tam masz zbiórkę.

Następnego dnia z samego rana Ana wraz z ojcem wyleciała do stolicy Hiszpanii. Na lotnisku byli na czas, większość dziewczyn już była. Piłkarka czuła się nieswojo, nikogo nie znała.
-Dasz radę-powiedział Leo widząc strach na twarzy córki.
-Wiesz, że wszyscy Cię rozpoznają?-zapytała czując wzrok na sobie.
-Takie życie piłkarza-powiedział i przytulił córkę.
-To Leo Messi!-krzyknęła jedna z piłkarek a reszta otoczyła Argentyńczyka.
Po paru minutach piłkarz wydostał się z grona fanek i pożegnał się z córką.

Następne dwa dni przebiegły spokojnie, Ana mało rozmawiała z pozostałymi piłkarkami, nie potrafiła się przełamać. Mimo iż trenowało jej się świetnie i dostawała pochwały nie czuła się zbyt dobrze w tym towarzystwie.
Zostały im jeszcze 3 dni do spotkania z Angielkami, dziewczyny ostro trenowały i były gotowe do starcia.
Po krótkiej przerwie wszystkie zeszły na obiad.


W tym samym czasie..

-Myślisz, że pozwolą nam wejść?-zapytał jeden z trójki przyjaciół.

-Zobaczymy-odparł najwyższy i podszedł do ochroniarzy.
-Dzień dobry my do Any Messi-powiedział blondyn.
-Hah wszyscy by chcieli do Messi, nie możemy was wpuścić-powiedział grubszy.
-Dlaczego? Mam prawo widzieć się z przyjaciółką!-krzyknął brunet.
-Przyjaciółką?! Chyba Ci się coś pomyliło.
-Mi?! Wiesz kim jestem!-krzyknął zdenerwowany.
-Jak widać nikim ważnym. Zmiatać stąd!
-Jestem Fernando Torres i masz nas natychmiast wpuścić!
-Jasne a ja nazywam się Cesc Fabregas!-krzyknął sarkastycznie niższy z ochroniarzy.
-Ty nie ale ja tak!-powiedział Hiszpan i ściągnął okulary.
-Przepraszam, nie poznałem pana już puszczam.
-EJ! A ja to nikt ważny?!-oburzył się Torres.
-Jak widać nie! Dobra gdzie może być Ana-zapytał Cesc.
-Jest pora obiadowa, pewnie na stołówce-powiedział Juan i ruszył we wskazanym kierunku.

-To przecież Cesc Fabregas, Fernando Torres i Juan Mata!-krzyknęła jedna z hiszpanek widząc
piłkarzy.
-Co?!-zapytała Ana odwracając się w tamtym kierunki, widząc piłkarzy pognała w ich kierunku.
-Cesc!-krzyknęła wskakując na piłkarza.
-A my?-zapytał Juan.
-Cześć chłopaki!-powiedziała i przytuliła się do pozostałych.
-Chodźmy stąd, za dużo uwagi przyciągamy-powiedział Fer i jako pierwszy ruszył do drzwi.
-Co tu robicie?-zapytała wychodząc ze stołówki.
-Przyjechaliśmy Cię odwiedzić-powiedział Juan. Dziewczyna spojrzała przed siebie i nagle zatrzymała się.
-Co się stało?-zapytał Cesc spoglądając w tym samym kierunku. Z windy hotelowej wysiadła trenerka Hiszpanek i z wściekłą miną ruszyła w ich kierunku
-No to po nas-powiedziała Ana.
-Co oni tutaj robią?!-zapytała zła.
-Przyszliśmy odwiedzić Anę.
-Nie macie prawa, moje dziewczyny muszą być skoncentrowane przed meczem! Nie możecie ich rozpraszać.
-Oni tylko na chwilę, za godzinę ich tu nie będzie, proszę dawno się z nimi nie widziałam-powiedziała Ana.
-Za godzinę ma tu ich nie być-fuknęła i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Przemiła kobieta-powiedział Fer a reszta zaśmiała się.

***

Zapraszam na nowy rozdział, dziękuje za tyle miłych komentarzy pod poprzednim postem.
Chciałabym wam życzyć zdrowych i wesołych świąt :)

piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 21

***

Ana od dwóch miesięcy grała w Londyńskiej Chelsea i szczerze mogła przyznać, że to był dobry wybór. Dziewczyny miło ją przyjęły i szybko zgrała się z nimi. Była z Cesciem więc on gdy tylko było jej smutno dodawał otuchy.
Poznała nowych piłkarzy lecz część jej serca dalej tęskniła za Barceloną, za tymi cudownymi ludźmi, za rodziną i za nim. Brakowało jej Marca cholernie i mimo iż miała przy sobie Hiszpana co noc płakała. Brakowało jej ich wspólnych wygłupów, zabaw i rozmów po nocach.
-Jak się czuje moja piłkarka?-zapytał Cesc przy śniadaniu.
-Dobrze-odparła i wysiliła się na uśmiech.
-Minęły już dwa miesiące, został Ci niecały miesiąc możesz wrócić szybciej.
-Nie mam po co wracać, dopóki jest tam ten dupek nie wrócę.
-Dasz radę, nie myśl teraz o Marcu.
-Skąd wiesz?-zapytała zdziwiona.
-Bo znam Cię już trochę, tęsknisz za nim to widać-powiedział i przytulił dziewczynę.

***

-Leo musicie coś zrobić, ona się tu źle czuje-powiedział Cesc w rozmowie telefonicznej.
-Co? Dlaczego?
-Ona tęskni za wami a tym bardziej za Marciem.
-Coś ich łączy, on od jej wyjazdu jest cieniem. Dobra postaramy się to załatwić-odparł i zakończył rozmowę.

-Chłopaki idziemy protestować!-krzyknął Dani podsłuchując rozmowę przyjaciela.

-Co?!-krzyknęli zdziwieni.
-Dani, dziękuje, że mnie uprzedziłeś-powiedział Argentyńczyk.
-Ależ nie ma za co-odparł i uśmiechnął się do przyjaciela.
-Dobra do rzeczy, Ana tęskni za nami a tym bardziej wiecie za kim a on za nią. Musimy ją sprowadzić z powrotem.
-Ale ten ich pieprzony trener i tak usadzi ją na ławce!-krzyknął Gerard.
-Dlatego idziemy protestować!-krzyknął Dani i wszyscy ruszyli do zarządu.
-Co tu robicie?-zapytał Bartomeu.
-Macie zwolnić trenera dziewczyn.
-Co?! Dlaczego?!
-Bo Ana nie wróci a bez niej ta drużyna rozpada się. Od przyjścia tego Sancheza drużyna z pierwszego miejsca spadła na koniec tabeli. Coś tu jest nie tak!-krzyknął Xavi.
-Coś w tym jest. Ale nie mogę od tak kogoś zwolnić. Kto zajmie jego miejsce?
-Jak to kto? Enrique.
-On ma za dużo obowiązków.
-Jakoś wcześniej sobie świetnie radził.
-Nie, nie zwolnię Sancheza a wy wracać do trenowania jutro mecz!-krzyknął i ruszył w przeciwną stronę.
-Wiem co trzeba zrobić!-krzyknął Ivan a reszta spojrzała na niego.

***

Następnego wieczoru Ana razem z Cesciem siedzieli przed telewizorem i czekali na mecz Barcelony.
Gdy tylko piłkarze zaczęli wychodzić na boisko dziewczyna uśmiechnęła się.
Po paru minutach rozbrzmiał dźwięk gwizdka lecz piłkarze Barcelony nie podeszli do piłki tylko ustawili się  w rzędzie.
-Co się dzieje?-zapytała zdziwiona.
-Nie wiem.

***

-Chcecie oddać mecz?-zapytał sędzia podchodząc do nich.
-Tak-odparł Xavi.
-Jesteście pewni? dam wam jeszcze 2 minuty-odparł lecz piłkarze nadal nie ruszyli się z miejsca.
Po paru minutach na boisko wbiegł Bartomeu.
-Co wy robicie?!
-Protestujemy!
-Protestujecie?! Nie pozwolę na to!
-Gówno nas to obchodzi prosiliśmy o coś!
-Nie zwolnię go!-krzyknął wkurzony.
-To my nie będziemy grać!
Po paru sekundach dyrektor skapitulował.
-Dobrze zwolnię go.
-I?
-I ściągnę Ane ale zacznijcie grać!-krzyknął i opuścił boisko a piłkarze ustawili się na swoich pozycjach.

-Daj mnie na głośnik-powiedziała dzwoniąc do trenera w przerwie meczu.
-Jasne.
-Co to było?!-krzyknęła.
-Ana?!-zapytał Marc uśmiechając się.
-Co wyście zrobili na początku meczu?!
-Musieliśmy pokazać tym na górze kto tu rządzi, nie mieli racji więc musieliśmy im pokazać-powiedział Ivan.
-O co chodziło?-zapytała.
-Tego Ci nie możemy powiedzieć ale było to w słusznej sprawie-tym razem głos zabrał Luis.
-Nie możecie tak robić! Macie wygrać ligę! Nie możecie pozwalać sobie nawet na takie coś proszę was.
-Właśnie Barca ma być królową Hiszpanii-krzyknął Fabregas.
-Cesc?!-krzyknął Pique.
-Geri!
-Cesc kochanie co u ciebie?-powiedział Hiszpan wyrywając telefon trenerowi.
-Ej! Koniec tego wracać na boisko i wygrywać mi ten mecz!-krzyknęła dziewczyna i rozłączyła się.


Następnego dnia z samego rana pojechała z Cesciem na trening. Po treningu przyszła pora na mecz. Dziewczyny od pierwszych minut prowadziły grę i wygrywały 2 golami.
-Ana chodź tu-krzyknął Mourinho.
-O co chodzi?-zapytała podchodząc do trenera.
-Witaj Ana.
-Eee dzień dobry-odparła zdziwiona.
-Chciałbym Ci coś powiedzieć.
-Dobrze, co się stało?
-Za długo z tym zwlekałem i popełniłem kilka błędów. Chciałbym żebyś do nas wróciła-odparł dyrektor Barcelony.
-Co?! Ja nie wrócę dopóki on tam będzie!
-Nie dałaś mi skończyć. Zwolniłem Sancheza, trenerem znowu jest Enrique. Wróć do nas Barcelona beż ciebie gra fatalnie.
-A to nie przypadkiem przez tego pieprzonego trenera?
-Ana wrócisz do nas?-zapytał po raz kolejny.
-Ja nie wiem-powiedziała i spojrzała na koleżanki z klubu.
-Dam Ci czas.
-Niech pan zaczeka-powiedziała i podeszła do piłkarek.
-Dziewczyny przerwijcie na chwile-powiedziała podchodząc do nich.
-Co sie stało?
-Od dłuższego czasu o tym myślałam i dzisiaj mogę to spełnić. Dziękuje wam za te 2 miesiące. Nauczyłam się tu wiele, pokazałyście mi jak wygląda Angielski football, poznałam wiele nowych i wspaniałych koleżanek, dojrzałam lecz teraz już wiem, że pora wracać. Moje serce od zawsze należało do Barcelony a ten wyjazd uświadomił mnie w tym. Dziękuje wam za wszystko, nigdy was nie zapomnę.
-Ana to my Ci dziękujemy, byłaś wspaniała-powiedziała pani kapitan i przytuliła dziewczynę.


Po paru godzinach Ana była w Barcelonie, stojąc na lotnisku była szczęśliwa jak nigdy. W końcu była w domu i nie mogła się doczekać gdy tylko zobaczy piłkarzy.
Po paru minutach była już w domu.
-Ana?-zapytała jej macocha.
-Cześć, stęskniła się-powiedziała przytulając ją.
-Czemu nie mówiłaś, że przyjeżdżasz w odwiedziny?-zapytała wchodząc do domu.
-Wróciłam na stałe.
-To cudownie-powiedziała i ponownie przytuliła dziewczynę.
-Tata na treningu?-zapytała.
-Tak.
-To my lecimy. Wrócę z tatą, chodź Paco!-krzyknęła i razem z psem wybiegła z domu.
Po paru minutach stali przed stadionem. Gdy tylko stanęła w tunelu uśmiechnęła się, dawno nie czuła się tak wspaniale.
Powoli ruszyła w stronę murawy, stanęła przy linii i spojrzała na piłkarzy, którzy zamiast trenować wygłupiali się.
-Ana?!-krzyknął Claudio widząc dziewczynę.
-Co?-powiedział zdziwiony Bartra i szybko odwrócił się. Widząc dziewczynę powoli ruszył w jej kierunku.
Ana spojrzała na Hiszpana i biegiem pokonała dystans dzielący ich.
-Marc! Tak bardzo tęskniłam!-krzyknęła rzucając się na piłkarza.
-Nie rób mi tego więcej!-powiedział przytulając piłkarkę.
-Nie zrobię!-powiedziała i po raz kolejny przytuliła piłkarza.
-Ja wiem, że wy ten tego ale my też się stęskniliśmy-powiedział Gerard a dziewczyna oderwała się od Hiszpana.
-Geri!-krzyknęła i przytuliła piłkarza.
-Brakowało nam ciebie-tym razem odezwał się Sergio
-Nawet nie wiecie jak mi was też-powiedziała i po kolei przywitała się z każdym.
-Dobra kończymy dzisiaj trening-powiedział Enrique.
-Nie, chciałabym zagrać znowu z chłopakami-powiedziała podchodząc do trenera.
-Dobrze, cieszę się, że wróciłaś-powiedział i przytulił piłkarkę.

Po godzinnej grze trener zakończył trening. Dziewczyna razem z Marciem opuściła stadion.

-Gdzie Ana?-zapytała Anto widząc męża.
-A jak myślisz?-zapytał całując ją.
-No tak, dajmy im się nacieszyć.
-Szkoda tylko, że Marc widzi ją częściej niż ja.
-Oj Leo nie pamiętasz jak my byliśmy młodzi, całymi dniami siedzieliśmy razem, niech się cieszą
życiem.
-Może masz racje-powiedział i przyciągnął żonę do siebie.
-Messi, Messi, Messi co ja z tobą mam?-zapytała całując męża.
-Wszystko co najlepsze.
-Pojedziesz po Thiago?-zapytała.
-Jasne.

***
Aktywność na stronie bardzo spadła więc postanowiłam zaczekać z rozdziałem. Dodaje dziś bo są jeszcze osoby, które na niego czekają :)
Zastanawiam się czy jest sens dodawania następnych rozdziałów..
Wybór zostawiam wam :)

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 20

***

Od tamtego wydarzenia minął miesiąc. A w klubie nie było najlepiej.
Odkąd przyszedł nowy trener, nic nie było dobrze. Ana straciła miejsce w podstawowym składzie, większość meczów przesiadywała na ławce lub na trybunach. Nie była z tego powodu zadowolona, lecz nie chciała się skarżyć. Dziewczyny w nowym ustawieniu grały fatalnie i przez to spadły do środka tabeli.

***

-Dlaczego jeszcze jesteś w domu?- zapytał Leo, wchodząc do pokoju dziewczyny.
-Nie idę na trening.
-Czemu?- zapytał zdziwiony.
-Po co? Jutro znowu siedzę na trybunach. To już przestaje mieć sens. Powoli tracę chęć grania.
-Nie możesz tak mówić. Musisz walczyć, uda się, uwierz mi.
-Dobrze, ale dzisiaj idę na wasz- powiedziała i przytuliła ojca.


Następnego dnia siedziała razem z rodziną przed telewizorem i skakała po kanałach.
-Zostaw na chwilę-powiedział Leo widząc rozpoczynające się wiadomości.

-A na koniec coś z piłki nożnej w wykonaniu kobiet- powiedział prowadzący.
-Czy to już koniec kariery Any Messi?- zapytał jeden z prowadzących.
-Dziewczyna, odkąd do klubu przybył nowy trener jest nikim, nie gra w ogóle, chodzi na imprezy, pije.
Czyżby Leo Messi nie dawał sobie rady z rozwydrzoną córką?- dodał drugi z nich.
-Oto co na to trener dziewczyn:
-Ana zacznie grać, gdy nauczy się, że nie jest najważniejsza, że nic nie kręci się wokół niej. Nie będę wystawiał zawodniczki, która ma w dupie klub i woli imprezować- powiedział i zakończył konferencję.

-Co?!- krzyknęła, wściekła wstając z kanapy.

-Ana uspokój się- powiedziała Anto.
-Ja uważam, że jestem najważniejsza?! Jakie znowu imprezy?! Skąd oni to wzięli?! Ten frajer od początku miał coś do mnie!- krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- zapytał Leo.
-Wrócę za godzinę- powiedziała i wybiegła z domu. Po paru minutach stała pod gabinetem trenera.
-Czemu pan takie bzdury wygaduje!- krzyknęła, wchodząc do środka.
-Bzdury? Mówię samą prawdę.
-Jasne, rozumiem, że mnie pan nie lubi, ale co ja mam zrobić żeby mi pan pozwolił grać.
-Dobrze, jeśli chcesz możemy załatwić to w inny sposób- powiedział powoli podchodząc do niej.
-O co panu chodzi?- zapytała przestraszona.
-Dobrze wiesz-odparł stając przed nią i ograniczając jej drogę ucieczki.
-Proszę mnie zostawić.
-Nie chcesz grać?- zapytał, dotykając jej policzka.
-Chcę- odparła przestraszona.
-To musisz na to zapracować- powiedział, wkładając jej ręce pod bluzkę.
-Nie!- krzyknęła, strącając jego dłonie.
-No proszę Cię Messi, jeden szybki numerek i zagrasz jutro- wrócił do poprzedniej czynności i wpił się w jej usta.
-Dupek!- krzyknęła i uderzyła go w twarz, wybiegając z gabinetu.

Roztrzęsiona wybiegła ze stadionu i udała się do domu.
-Ana? Co się stało?- zapytał Leo widząc, w jakim stanie jest córka.
-Zostaw mnie- szepnęła i pobiegła do pokoju.
-Co się jej stało?- zapytała Anto.
-Nie wiem, ale czuje, że ma to coś wspólnego z tym dupkiem.
-Zadzwoń po Marca- powiedziała i pocałowała męża, ten bez dyskusji wykręcił numer piłkarza. Po paru minutach Hiszpan był już w domu Messich.
-Ana wpuść mnie- powiedział pukając do jej drzwi.
-Idź sobie- powiedziała a Bartra wyczuł w jej głosie, że płakała.
-Nigdzie nie pójdę, wpuść mnie- odparł stanowczo a dziewczyna otworzyła mu drzwi.
-Skarbie- powiedział i od razu ją przytulił.
-Marc- szepnęła.
-Co się stało?- zapytał, lecz ta od razu wybuchnęła płaczem, wtulając się w jego pierś.
Nim zdołał zadać ponownie pytanie, ona spała przytulona do niego.
Westchnął i ułożył się obok niej.


-Teraz opowiesz mi, co się stało?- zapytał, gdy rano obudziła się.
-Nie chcę- odparła i znowu zaczęła płakać.
-Będzie Ci lepiej, nieważne co powiesz, pomogę Ci.
-On próbował mnie zgwałcić- wyszeptała.
-Co?!- wykrzyknął, wyskakując z łóżka.
-Powiedział, że jak się z nim prześpię to zagram dzisiaj, obmacywał mnie, ale udało mi się uciec- powiedziała zrozpaczona.
-Zabije go!- krzyknął i gdy tylko udało mu się uspokoić dziewczynę, wybiegł z pokoju.
-Co tu się dzieje?!- spytał Leo słysząc krzyk.
-Ten debil chciał zgwałcić Anę!- krzyknął, a Leo poczerwieniał ze złości.
-Zabije!- krzyknął i pobiegł do samochodu, zaraz za nim poszedł Marc i roztrzęsiona Ana.

-Czemu nie jesteś przebrana?!- syknął trener, widząc piłkarkę.
-Chciałeś ją zgwałcić!- krzyknął Leo i podbiegł do mężczyzny, przyciskając go do ściany.
-Leo?! Zostaw go!- krzyknął Enrique i odciągnął piłkarza.
-Zapłacisz za to, co jej zrobiłeś!
-Co tu się dzieje?!- krzyknął trener.
-Nic jej nie zrobiłem- odparł otrzepując się.
-Obmacywałeś ją! Chciałeś ją zgwałcić!
-Masz dowód?- zapytał spokojnie, a Leo wyrwał się i uderzył go w twarz.
-Tato!- krzyknęła i pociągnęła go za rękę.
-Zapłaci za to, co Ci zrobił- ryknął.
-Zostaw go, proszę- szepnęła i rozpłakała się, a ojciec od razu ja przytulił.

***

Do przerwy świątecznej zostały raptem 4 mecze, a Ana zagrała tylko w paru i to po góra 15 minut. Dziewczyna, piłkarze i kibice byli zawiedzeni. Piłkarka od paru dni myślała nad pewną zmianą w swoim życiu i już wiedziała, jaką podjęła decyzje.
-Chciałabym coś powiedzieć- odparła, gdy wszyscy byli na murawie.
-Z niecierpliwością czekamy co masz nam do powiedzenia- powiedział trener, lecz dziewczyna nie spojrzała na niego.
-Odchodzę z klubu- odparła patrząc na wszystkich.
-Co?! Nie!- krzyknął Marc, a reszta zdziwiona spojrzała na niego.
-Podjęłam już decyzje, chcę odejść z klubu, tu prawie nic nie gram i nie chcę do końca kariery przesiedzieć na trybunach-odparła patrząc zła na Sancheza.
-Ana jesteś pewna?- zapytała jedna z jej koleżanek.
-Tak.
-A gdzie chcesz odejść?- zapytał zrozpaczony Marc.
-Jeśli wszystko pójdzie dobrze to do Chelsea.
-Ana to jest twoja decyzja, ale zastanów się.. Spróbuj może na razie na wypożyczeniu- odparł Enrique.
-Dobrze.
-Ana, czemu mi nie powiedziałaś?- zapytał Leo.
-Chciałam sama podjąć tę decyzje.
-A gdzie zamieszkasz?- zapytał.
-U Cesca rozmawiałam już z nim, zgodził się.
-Jeśli tego chcesz. Ale spróbuj na razie na wypożyczeniu, zobaczysz jak to jest, a jak Ci się nie spodoba to wrócisz.
-Dobrze tato- powiedziała i ze łzami w oczach przytuliła ojca.
Nie chciała opuszczać tego klubu, ale chciała grać, a w obecnej sytuacji nie mogła. Było jej okropnie żal, że musi odejść od rodziny, przyjaciół, ale nie widziała innego wyjścia.

-Będę tęsknić- powiedział piłkarz i ostatnimi siłami zmusił się, by nie płakać.
-Ja też- powiedziała i po jej policzkach popłynęły łzy.
-Nie płacz, proszę. Zdobądź dla mnie bramkę. Będę oglądać każdy twój mecz- powiedział przytulając ją do siebie, po raz ostatni spojrzała na Hiszpana i odeszła w stronę odprawy.

***

-Bartra podejdź tu- krzyknął Enrique, gdy jego piłkarz wpadł na kolejną osobę.
-O co chodzi?
-To ja się powinienem o to pytać. Co się z tobą dzieje?
-Nic naprawdę.
-Masz podkrążone oczy i ledwo stoisz na nogach. Spałeś coś?
-Nie potrafię.
-To przez Anę prawda?- zapytał zmartwiony.
-Nie, wszystko w porządku!- krzyknął.
-Znam Cię nie od dziś i wiem, kiedy coś jest nie tak. Wiem jak bardzo byliście blisko z Aną, ale ona pojechała spełniać marzenia chyba tego chciałeś prawda?
-Tak, ale jest mi tak ciężko bez niej- powiedział zrozpaczony.
-Wiem Marc, ale to szybko minie, zanim się obejrzysz ona będzie z powrotem-powiedział i poklepał piłkarza po plecach.
Piłkarz usiadł na murawie i po raz kolejny się rozpłakał. Nie wiedział co się z nim dzieje, ale strata dziewczyny była ciosem i nie potrafił się podnieść. Brakowało mu jej uśmiechu, wygłupów. Chciał by była przy nim już na zawsze.
-Co się dzieje?- zapytał Leo podchodząc bliżej, a za nim ruszyli piłkarze.
-Nic, koniec treningu na dzisiaj- powiedział trener, lecz żaden z piłkarzy nie ruszył się z miejsca.
-Nam wszystkim jej brakuje, ale musisz iść dalej Marc, przecież za parę miesięcy ona wróci- odparł Luis a reszta zdziwiona spojrzała na niego.
-Wiem, ale nie potrafię.
-Potrafisz, dasz radę- tym razem głos zabrał Dani.
Jeszcze przez parę minut rozmawiali z piłkarzem i gdy tylko się uspokoił, ruszyli do szatni.

***

No i jest następny, Marca będzie więcej, uzbrójcie się w cierpliwość, jeszcze trochę :)
Nowy rozdział za tydzień lub dwa ;)

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 19

***

Ana razem z psem o 12 wylądowała w Londynie. Musiała jakoś dostać się do mieszkania Fabregasa, gdzie była umówiona z Olą. Hiszpan o niczym nie wiedział. Ana chciała mu zrobić niespodziankę i korzystając z prezentu od rodziców, wybrała się do stolicy Anglii.
-Chodź piesku musimy jakoś dać radę- powiedziała i razem ze zwierzakiem opuściła lotnisko.
Po godzinie chodzenia po Londynie jakoś udało im się dotrzeć pod posiadłość Fabregasa.
-Cześć- odparł Ana widząc dziewczynę.
-Hej Ana!- krzyknęła i przytuliła dziewczynę.
-Cesc na zgrupowaniu?- zapytała, wchodząc do domu.
-Tak, nic mu nie mówiłam będzie niespodzianka.
-Dziękuje- odparła i zasiadły do rozmowy.

Zaraz po wygranym meczu przez Chelsea dziewczyny ruszyły na murawę. Ana stanęła na boisku i spojrzała w stronę Hiszpana, który był do niej odwrócony plecami. Powoli ruszyła w jego kierunku.
-Ana?!- krzyknął zdziwiony, widząc piłkarkę a ta ostatnie kilka metrów pokonała biegiem i rzuciła się w ramiona piłkarza.
-Tęskniłam- powiedziała i mocniej wtuliła się w piłkarza.
-Co tu robisz?- zapytał, rozglądając się na boki.
-Skorzystałam z prezentu i przyjechałam na mecz.
-Chodź pogadamy w domu, bo wzbudzasz coraz większą ciekawość- powiedział widząc, że wszyscy się na nich patrzą.

-Czy mnie wzrok nie myli?- zapytał Jose Mourinho.
-Dzień dobry, Ana Messi- przedstawiła się.
-Jose Mourinho, miło mi Cię poznać.
-Mi również- odparła z uśmiechem.
-Korzystając z okazji, miałabyś ochotę spróbować w angielskiej lidze? Widziałem twój poprzedni sezon, jesteś niesamowita.
-Dziękuje, ale na razie nigdzie się nie wybieram- powiedziała i razem z Cesciem opuściła murawę.


Miesiąc później..

-Ana rozmawiałyśmy i podjęłyśmy decyzję, żebyś to ty została nowym kapitanem- powiedziała obecna pani kapitan.
-Jesteście pewne?- zapytała, przebierając się w strój treningowy.
-Tak, będziesz świetnym kapitanem, należy Ci się.
-Dobrze, dziękuje-powiedziała przyjmując opaskę.
Po paru minutach piłkarki wyszły na murawę, jednak nie było na nim Enrique, lecz jakiś mężczyzna.
-Kim pan jest?- zapytała, podchodząc do niego.
-Nazywam sie Juan Sanchez i jestem waszym nowym trenerem.
-Co?! A gdzie Luis?- zapytała zdziwiona.
-Nie trenuje już was tylko chłopaków- odparł obojętnie.
-Nie, to niemożliwe! Tak nie może być!- krzyknęła zła.
-Skończ się wydzierać. Kim ty w ogóle jesteś?
-Jestem kapitanem i  mam prawo wiedzieć- powiedziała spoglądając na nowego trenera.
-Tak? A jak się nazywasz?- zapytał z kpiną.
-Ana Messi.
-No tak Messi. Myślisz, że jak masz sławnego ojca, to wszystko Ci wolno?! Pewnie tutaj też grasz tylko dzięki niemu?!- syknął.
-Oho to przegiął- powiedziała jedna z piłkarek.
-Jak śmiesz! Nie znasz mnie i już oceniasz!- krzyknęła.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty smarkulo, u mnie nie liczy się nazwisko, tylko talent.
-Pan jest popierdolony! Nie ma pan prawa oceniać mnie! Nigdy pan mnie nie widział a już ocenia!- krzyknęła i wściekła ruszyła w stronę tunelu.
-Jeśli teraz opuścisz trening, jesteś zawieszona na 2 spotkania!- krzyknął, lecz dziewczyna nie odwróciła się, tylko wściekła ruszyła do biura Enrique.
-Dlaczego?!- krzyknęła, wchodząc do środka.
-Wiedziałem, że przyjdziesz.
-Dlaczego nie jesteś już naszym trenerem?
-Nie wiem, takie dostałem rozkazy, teraz trenuje tylko chłopaków. A co się stało?
-Zdążyłam przebywać z tym idiotą 5 minut i już dostałam zawieszenie.
-Co?! Dlaczego?!- krzyknął.
-Stwierdził, że jak mam takie nazwisko to wszytko mi wolno a u niego liczy się talent, no to mu powiedziałam i wyszła i dostałam zawieszenie na dwa mecze!
-Uspokój się, dzisiaj potrenujesz z nami, a potem zobaczymy- powiedział i ruszyli na murawę.
-O królowa raczyła wrócić na trening!- odparł trener, widząc piłkarkę a ta wściekła ruszyła w jego kierunku.
-Jest pan podłym człowiekiem! Nie wiem, jak mogli kogoś takiego zatrudnić!
-Powiedz jeszcze słowo, a przesiedzisz cały sezon na trybunach!
-Ana daj spokój- powiedział Enrique chwytając piłkarkę za rękę.
-Co za pieprzony dupek!- krzyknęła i kopnęła piłkę w światło bramki, po chwili opadła na ziemię i próbowała się uspokoić.
-Co się stało?- zapytał Leo, który, jak i reszta piłkarzy, widział co się stało.
-Przyszedł dupek i się rządzi, nikt mi nie będzie mówił, że gram tu tylko przez nazwisko!
-Spokojnie, nie przejmuj się nim- powiedział Leo przytulając córkę.
-Gdzie Paco?- zapytała, nie widząc pieska.
-Jest w szatni z chłopakami, za chwilę przyjdzie- odparł.
Paco, odkąd przyszedł na pierwszy trening i pokazał swoje umiejętności bywał na każdym treningu i meczu. Dostał oficjalne pozwolenie od władz klubu i ligi i mógł na każdym meczu, siedzieć koło piłkarzy na ławce. On nie był zwykłym psem, był kimś więcej, piłkarze i kibice od pierwszej chwili pokochali go, po przegranym meczu potrafił siedzieć i pocieszać piłkarzy a po wygranym razem z nimi cieszyć się.
-Paco!- krzyknęła dziewczyna, widząc psa, który słysząc swoje imię, podbiegł do właścicielki.
-Co to za kundel?- zapytał nowy trener dziewczyn, widząc psa.
-To nie jest żaden kundel. To Paco!- powiedziała, podchodząc do trenera.
-Co tu robi pies?! To jest boisko!
-Paco ma oficjalne pozwolenie, jest na każdym meczu i treningu. A panu nic do tego- powiedziała i odeszła od niego.

Reszta meczu przebiegła w miarę spokojnie, Ana starała się nie patrzeć na nowego trenera.
-Gramy mecz? Chciałbym zobaczyć jak grają dziewczyny- zapytał Sanchez.
-Oczywiście. Ana idź do dziewczyn- powiedział a dziewczyna niechętne ruszyła w stronę nowego trenera.
-Messi na ławkę- powiedział widząc dziewczynę.
-Dlaczego? Przecież gramy innym ustawieniem.
-Bo ja tak chce, na ławke.

***

-Mogę w końcu wejść?- zapytała, gdy została sama na ławce rezerwowych.
-Nie.
-Ale zostało 15 minut.
-Kto tu jest trenerem? Ja czy ty?- zapytał a dziewczyna podniosła się.
-Gdzie idziesz?- zapytał zdziwiony.
-Tam, gdzie będę mogła pograć- powiedziała i ruszyła do ławki piłkarzy.
-Niech zgadnę chcesz wejść?- zapytał z uśmiechem.
-Mogę?- zapytała.
-Jasne.
Po chwili weszła na boisko za Luisa i gra rozpoczęła się ponownie.
Po dwóch minutach Ana po asyście ojca zdobyła przepiękną bramkę z główki. Wracając na własną połowę podeszła do trenera.
-Może być?- zapytała, podnosząc ręce.
-Ujdzie, z takimi rozgrywającymi nawet dziecko strzeliłoby bramkę- powiedział a Ana ostatnimi siłami odeszła nic nie mówiąc.
Przez następne 5 minut mecz przebiegał spokojnie, po chwili wszyscy usłyszeli pisk i przerwali grę.
-Paco!- krzyknęła, widząc psa, który leżał, zwijając się z bólu.
-Co się dzieje?- zapytali piłkarze.
-Co mu pan zrobił?!- krzyknęła.
-Plątał się pod nogami, to go przesunąłem.
-Kopnął go pan!- krzyknęła, biorąc psa na ręce.
-Do lekarza- powiedział Leo i razem z córką opuścili stadion. Po paru minutach czekali przed gabinetem weterynarza.
-Co z nim?- zapytał przestraszona, gdy zobaczyła lekarza.
-Spokojnie, na szczęście psu nic nie jest, parę siniaków i zwichnięta łapa. Dostał leki przeciwbólowe i na wzmocnienie, niech się nie przemęcza i możecie wracać do domu.
-Bardzo panu dziękujemy- powiedział Leo i opuścili przychodnie.


-Co tak późno?- zapytała Anto, gdy pozostali weszli do domu.
-Były lekkie problemy- powiedział Leo przytulając żonę.
-Co się stało Paco?- zapytała, widząc psa na rękach córki.
-Nie mam ochoty o tym gadać, pójdę odpocząć- powiedziała Ana i poszła na górę.
-Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.


***

Dzisiaj krócej, ale jest :D Następny powinien pojawić się za tydzień.
Jeśli chodzi o psa to wiadomo, że jest to fikcja, bo nie wpuściliby go na stadion, ale co do jego gry to już nie. Pochwalę się, że ten pomysł zaczerpnęłam z własnego życia. A mianowicie moja sunia tak gra w piłkę. Jest niesamowita, potrafi podbić kilka razy piłkę i nie wiem skąd to umie :D

No nic do nowego ;) 

piątek, 30 października 2015

Rozdział 18

***

Jak co rano po porannej toalecie ubrana zeszła na dół. W kuchni siedziała jej cała rodzina.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknął Thiago i podbiegł z rysunkiem do siostry.
-Dziękuje- odparła zdziwiona.
-Sto lat!- zaczęli śpiewać jej rodzice i z tortem podeszli do córki a dziewczyna, widząc to rozpłakała się.
-Co się stało?- zapytała Anto.
-Pierwszy raz ktoś pamięta o moich urodzinach!- krzyknęła przez łzy.
-My zawsze będziemy- odparł Leo i przytulił córkę.
-To dla ciebie- powiedzieli i wręczyli jej prezent, który dziewczyna od razu otworzyła.
-Jej! Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje!-krzyknęła, widząc bilet na mecz Chelsea.
-Będziesz mogła spotkać się z Cesciem.
-Dziękuje!- po raz kolejny krzyknęła i przytuliła rodziców.
-To nie wszystko, zarobiłaś już pieniądze i z klubu też dostajesz, dlatego założyliśmy Ci konto w banku, masz tam swoje wszystkie pieniądze i trochę od nas- powiedziała Antonella wręczając córce kartę bankową.
-A teraz zbieraj się- powiedział Leo.
-Gdzie?
-Zobaczysz. Długo nad tym myśleliśmy i zdecydowaliśmy, że to będzie dla ciebie najlepszy prezent- odparł podjeżdżając pod schronisko.
-Mogę adoptować psa?!- krzyknęła szczęśliwa.
-Tak.
-Dziękuje! Zawsze chciałam mieć zwierzaka- odparła rozglądając się za odpowiednim zwierzakiem.
-Co to za pieski?- zapytała pracownika.
-Te szczeniaki zostały do nas przywiezione dwa tygodnie temu, znaleziono je w stawie, ledwo uszły z życiem.
-Podoba Ci się któryś?- zapytał Leo.
-Chyba tak- odparła biorąc na ręce najmniejszego.
-Jesteś pewna? Jest najsłabszy w miocie, nie lepiej silniejszego- zapytał pracownik a piłkarka spojrzała na psa i widząc jego wzrok uśmiechnęła się.
-Ten jest na całe życie, widzę to, tato mogę z tobą porozmawiać- odparła wstając.
-O co chodzi?
-Widząc te wszystkie zwierzęta, chce mi się płakać, może udałoby nam się jakoś im pomóc pieniężnie i zorganizować jakiś dzień, twoje nazwisko przyciągnie tłumy.
-Nasze nazwisko. Cały czas zadziwia mnie, jak wiele miłości masz w sobie, oczywiście, że im pomożemy. Pieniądze przekażemy dziś, a dzień otwarty zrobimy tak za tydzień, rozgłosi się to w mediach i powinno się udać.
-Dziękuje.
-Proszę, to dla schroniska- odparł Leo wręczając czek starszemu mężczyźnie.
-Bardzo panu dziękuje!- krzyknął i rozpłakał się.
-Nie ma za co, to plan mojej córki, wymyśliła jeszcze, by rozgłosić w mediach i urządzić dzień otwarty.
-Nie wiem jak mam wam dziękować, to wiele dla mnie znaczy- odparł i po krótkiej rozmowie rodzina opuściła schronisko.


-Wszystkiego najlepszego!- usłyszała i szybko odwróciła się.
-Dziękuje- powiedziała przytulając się do piłkarza.
-Wychodzimy!- powiedział i zabrał piłkarkę na ręce a szczeniak odezwał się- A to kto?- zapytał zdziwiony.
-Nowy mieszkaniec tego domu- odparła podchodząc do pieska.
-Jak ma na imię?
-Paco.
-Fajnie, to zabieraj Paco i wychodzimy- powiedział schodząc na dół.

-Dam Ci znać, o której macie wrócić- powiedział po cichu Leo a Ana i Paco opuścili dom.

Przez resztę popołudnia Ana bawiła się cudownie z Marciem. Najpierw byli w parku, później zjedli obiad a na koniec Marc zabrał Ane na plaże.
-Tu jest pięknie- odparła widząc zachodzące słońce.
-Niedawno odkryłem to miejsce, nigdy nie ma tu ludzi, a ty jesteś pierwszą osobą, którą tu zabrałem.
-Dziękuje Ci.
-Za co?
-Za ten dzień, to był jeden z najlepszych w całym życiu.
-Idziemy się kąpać?
-Nie mam stroju.
-No to w rzeczach.
-Nie chcę wracać mokra.
-Mam zapasowe, przebierzesz się- nalegał.
-A Paco?
-Zaczeka na plaży albo wejdzie do wody jak będzie chciał- powiedział Hiszpan i pobiegł do morza a dziewczyna za nim.
Przez następną godzinę bawili się jak małe dzieci, a Paco obserwował ich z plaży, co jakiś czas podchodząc do wody.
-Jeszcze raz Ci dziękuje- powiedziała stojąc na plaży i patrząc na chłopaka.
-Nie ma za co- odparł i spojrzał w jej oczy powoli przysuwając twarz w jej stronę. Delikatnie dotknął jej ust, by po chwili śmielej ją pocałować.
-Nie Marc!- powiedziała, odsuwając się od piłkarza.
-O co chodzi?
-My nie możemy, nie chcę być twoim pocieszeniem po stracie Melissy.
-Ale to nie tak- powiedział.
-Przepraszam- powiedziała i zabierając psa, pobiegła w stronę samochodu.
-Ale ty nic nie rozumiesz- powiedział ciszej i zrezygnowany ruszył do auta.
Droga powrotna minęła w ciszy, Ana, gdy tylko samochód zatrzymał się, wysiadła i ruszyła w stronę drzwi, piłkarz jednak dogonił ją.
-Ana, proszę Cię zapomnijmy o tym, jeśli chcesz- powiedział smutny.
-Dziękuje- odparła i otworzyła drzwi.
-Niespodzianka!- usłyszała i po chwili zobaczyła tłum ludzi. Jej koleżanki z klubu, piłkarzy Barcelony i reprezentacji Hiszpanii, a nawet trenera.
Po pierwszym szoku ruszyła szczęśliwa, witając się ze wszystkimi.
-Jak tam urodziny mijają?- zapytał Marc po godzinie.
-Świetnie, nie wiedziała, że tyle osób się mną interesuje.
-I jeszcze więcej-odparł i spojrzał na dziewczynę, która posmutniała.
-Co się stało?-zapytał.
-Nic.
-Znam Cię nie od dziś, mnie nie okłamiesz.
-Myślałam, że Cesc przyjedzie.
-Nie martw się, może nie mógł, jesteś dla niego ważna i na pewno, gdyby mógł na pewno by przyjechał- odparł przytulając ją.
-Tak myślisz?- zapytała, odsuwając się i uśmiechając się.
-Ja miałbym nie przyjechać?- usłyszała i szybko odwróciła się.
-Cesc!-krzyknęła, podbiegła i przytuliła Hiszpana.
-Wszystkiego najlepszego mała- odparł wręczając jej prezent.
-Jest piękna, dziękuje- powiedziała widząc koszulkę Chelsea z nazwiskiem Fabregasa.
-Żebyś zawsze o mnie pamiętała.
Resztę wieczoru dziewczyna bawiła się wyśmienicie, około północy większość z obecnych była już mocno pijana, dziewczyna nie chciała pić, nie chciała wracać do tamtych czasów.
-Chodź na chwilę- powiedział Marc i pociągnął ją za rękę.
-O co chodzi?
-Mam dla ciebie prezent, specjalnie zostawiłem na później- powiedział i wyciągnął naszyjnik z literką M.
-Mam taki sam z literą A, mam nadzieje, że będziemy przyjaciółmi na zawsze- powiedział i założył piłkarce biżuterię.
-Nie wiem co mam powiedzieć, jest cudowny.

Impreza skończyła się koło 2, Ci co byli na siłach wracali do domu a reszta, włączając w to głównie reprezentantów została w domu Messich.

Następnego dnia Ana razem z Paco ruszyła na dół, o dziwo w domu panował porządek.
-Jak tu czysto- powiedziała wchodząc do kuchni.
-Rano była tu ekipa sprzątająca- powiedział Leo.
-Jak dużo ludzi jest u nas?
-Około 20, część wyjechała z rana, został głównie Madryt i spoza Hiszpanii.
-A gdzie są?
-Większość w salonie, ledwo żywych- powiedział ze śmiechem.
-Dziękuje za wczorajszy dzień.
-Nie ma za co, prezenty są u nas i u Thiago w pokoju, a jest tego masa.
-Później przejrzę, chodź Paco trzeba im trochę życie popsuć- powiedziała i razem z psem ruszyła do salonu.
-Cześć wszystkim- krzyknęła i zaśmiała się, słysząc jęki.
-Ana- powiedział Sergio.
-O co chodzi Sergio? Jak się wczoraj bawiliście?- po raz kolejny krzyknęła.
-Zlituj się- powiedział Juan.
-Co ja bym bez was zrobiła- zaśmiała się a Paco zapiszczał.
-Co to za szczur?- zapytał Ramos.
-Ja Ci dam szczur!- krzyknęła, a szczeniak podszedł do piłkarza i ugryzł go w palec.
-Ała!
-Masz za swoje, to nie jest żaden szczur! Poznajcie Paco, mój nowy piesek.
-Cześć Paco- powiedział Sergio a pies nastroszył się.
-Nie lubi Cię- powiedział Xabi.
-Jak większość- dodał Iker.
-Ej!
-Nie uwierzycie co on potrafi- powiedziała i ruszyła do ogrodu a piłkarze za nią. Ana wzięła piłkę i rzuciła ją do góry a pies podbiegł do niej i zaczął podbijać i biegać.
-Przecież ta piłka jest większa od niego- powiedział Sergio.
-Może weźmiemy go do składu zamiast ciebie Ramos?- zapytał Iker.
-Bo się obrażę!- krzyknął Hiszpan a reszta zaśmiała się.

***

I przedstawiam wam nowy rozdział!
Następny przy większej aktywności :)

piątek, 16 października 2015

Rozdział 17

***

-Jak idzie nasz plan?- zapytała Lita.
-Świetnie, masz pieniądze?
-Trzymaj- odparła wręczając dziewczynie kopertę.
-A co z Aną? Ona coś wie- powiedziała Melissa.
-Nią się nie martw, Marc jest za głupi, nie uwierzy jej.
-Po co to robisz?
-Musi cierpieć tak jak ja cierpiałam- syknęła zła.

-Idziemy- powiedziała Ana i ruszyła w stronę stolika dziewczyn.
-Ana?- zapytały zszokowane.
-Lita spierdalaj, a ty idziesz z nami!- krzyknęła i chwyciła Melisse.
-Nigdzie z wami nie idę!- pisnęła.
-Albo idziesz z nami, albo media się dowiedzą i będziesz spalona-syknęła.
-Dobrze- wstała i ruszyła za dwójką.


-Marc siadaj i słuchaj!- powiedziała Ana, wchodząc do pokoju piłkarza.
-Ana?
-Masz mu powiedzieć wszystko albo to się źle dla ciebie skończy-odparł Cesc.
-Melissa? O co tu chodzi?- zapytał zdziwiony.
-Marc ja Cię okłamałam, nie jestem w ciąży.
-Co?! A te zdjęcia?- zapytał zszokowany.
-To nie moje- odparła znudzona.
-Po co to zrobiłaś?- odparł coraz słabszym głosem.
-Jak to po co? Dla pieniędzy, sławy- zaczęła wyliczać, ale piłkarz przerwał jej.
-I myślałaś, że się nie dowiem?! Jak zamierzałaś to ukrywać!-krzyknął a w pokoju pojawiło się kilku piłkarzy.
-Jaki problem, seks z tobą i w końcu bym zaszła.
-Nienawidzę Cię! Jesteś podłą suką! Wypierdalaj z mojego życia! Nigdy już mi się na oczy nie pokazuj!- ryknął, a dziewczyna opuściła pokój.
-Marc- powiedziała Ana, przytulając piłkarza a ręką pokazując by reszta wyszła.
-Dlaczego ja? Czemu mnie to spotyka. Czy ja nie mogę stworzyć normalnego związku?! Co ze mną jest nie tak!- krzyczał, a po policzkach spływały mu łzy.
-Jesteś cudownym, przystojnym piłkarzem. Miłym, spokojnym, kochanym. Nie możesz się załamywać przez jakąś sukę.
-Czemu Ci nie wierzyłem?! Nawrzeszczałem na ciebie a ty i tak mi pomogłaś, nie odwróciłaś się ode mnie- odparł, patrząc na nią.
-Tak robią przyjaciele. A teraz chce widzieć uśmiech na twojej twarzy- odparła a piłkarz lekko się uśmiechnął.
-Jesteś najlepsza na świecie- odparł przytulając ją.
-Chodź na kolacje, a potem do mnie, obejrzymy coś.
-A co z Cesciem? Nie będzie zazdrosny? W końcu to twój chłopak- odparł zasmucony.
-To teraz ja coś powiem, on nie jest moim chłopakiem, udawaliśmy.
-Dlaczego?- zapytał zdziwiony.
-Żeby pokazać Ci, że mnie tracisz, ale chyba nie wyszło.
-Dobrze, że tak zrobiłaś, jestem durny! Ale Cesc i tak nie jest dla ciebie.
-Ej! To mój przyjaciel. A teraz rusz tyłek idziemy na kolacje.
-Dobrze, dobrze.

-Ana mamy problem- odarł Cesc odciągając piłkarkę od stolika.
-O co chodzi?
-O Olę, przyjeżdża jutro, co mam zrobić? Przecież jestem z tobą- powiedział bezradnie.
-Nie martw się, Marc już wie, a reszcie powiemy, że zerwaliśmy, ale jesteśmy przyjaciółmi.
-Dobrze, dziękuje- odparł przytulając ją.
-Nie ma za co, ale chcę ją jutro poznać.
-Jasne.

***

Następnego dnia po śniadaniu Ana powoli ruszyła w stronę boiska, na którym trenowali piłkarze.
Przy wyjściu spotkała Olę.
-Ty pewnie do Cesca?- zapytała, podchodząc do dziewczyny.
-Tak a ty jesteś tą dziewczyną, która była wtedy z Cesciem?
-Tak, Ana.
-Ola- odparła starsza, ściskając dłoń piłkarce.
-Chodź są na boisku, a powiedz mi co czujesz do Cesca?
-Nie wiem, nigdy nie spotkałam takiego człowieka, jest cudowny.
-Pasujecie do siebie idealnie.
-Siema!- krzyknęła, a piłkarze spojrzeli na dziewczyny.
-Ola!- krzyknął Cesc i podbiegł do dziewczyny, całując ją w policzek.
-Kto to?- zapytali piłkarze.
-Jego przyszła dziewczyna- odparła Ana.
-Co?! A co z wami?- krzyknęli zdziwieni.
-Jesteśmy przyjaciółmi.
-Ana! Co ty tu znowu robisz?!- krzyknął trener, patrząc na dziewczynę.
-Stoję! Nie mam już ochoty siedzieć w pokoju, jestem zdrowa i chcę trenować.
-Dzisiaj na pewno nie! Weź piłkę i poćwicz sama z boku, jutro będziesz trenować z chłopakami.
-Dobrze.

***

Po paru dniach nadszedł czas na finał Mistrzostw Europy. Hiszpania po cudownym meczu wygrała z Włochami 4-0.
-Jesteśmy mistrzami!- krzyknął Fernando i rzucił się na Cesca,
-Gratulacje!- krzyknęła Ana.
-Nic by się nie udało bez naszych cudownych trenerów- krzyknął Iker a reszta mu zawtórowała.
-To wasz wieczór cieszcie się- odparł del Bosque.


Następnego dnia z samego rana reprezentacja Hiszpanii wyleciała z lotniska w Polsce.
-Ana chcieliśmy Ci podziękować- odparł Iker podchodząc do dziewczyny.
-Nie ma za co- powiedziała dziewczyna, podnosząc się z siedzenia.
-Nie ma za co?! To też dzięki tobie wygraliśmy!- krzyknął Sergio Ramos.
-Dajcie spokój.
-Mamy dla ciebie prezent- tym razem odezwał się Pique.
-Proszę!- krzyknęli wszyscy i podali dziewczynie dużego misia w koszulce Hiszpanii z podpisami wszystkich piłkarzy.
-Jejku bardzo wam dziękuje!-krzyknęła i przytuliła piłkarzy.
Do końca lotu wszyscy cudownie się bawili, grali, śpiewali.
Na lotnisku w Madrycie czekało mnóstwo kibiców, którzy na widok piłkarzy zaczęli piszczeć i wiwatować.
-No to czas na pożegnanie- odparła i zaczęła się żegnać z Hiszpanami.
-Będę tęsknić- powiedział Cesc i przytulił dziewczynę.
-Odwiedź nas, proszę- odparła i zaczęła płakać.
-Ej! Nie płacz, przyjadę.
-Dbaj o Olę, jesteście sobie pisani.
-Dobrze- powiedział i ruszył w przeciwnym kierunku, a do piłkarki przyszedł Hiszpan.
-W porządku?- zapytał Marc.
-Tak- powiedziała i otarła łzy.
-Będzie dobrze, nie martw się.
-Kto wraca do Barcelony?- zapytała, patrząc na pozostałych.
-Wszyscy- powiedział Jordi i ruszył w kierunku miejsca odprawy.
Po półtorej godzinie wszyscy byli w Barcelonie, na lotnisku czekała na nią rodzina.
-Ana!- krzyknął Thiago i podbiegł do siostry.
-Cześć kochanie- powiedziała przytulając chłopca.
-Dobrze, że już jesteś, tęskniliśmy za tobą-powiedziała Anto i uściskała dziewczynę.
-Ja też.

Następnego dnia..

-Ana, musimy Ci coś powiedzieć- odparł Leo przy obiedzie.
-O co chodzi?
-Jedziemy do Argentyny.
-Rozumiem.
-Jak nie chcesz to nie musisz jechać- odparł szybko.
-Pojadę, nie będę robić wam kłopotu, a i tak nie mam gdzie zostać bo Marc jedzie do rodziny. Kiedy wylatujemy?
-Jutro z rana, jak będziesz chciała, to możesz poznać swoich drugich dziadków.
-Dobrze, kiedy zaczynacie treningi?
-10 sierpnia.
-Ok, przejdę się-powiedziała i wyszła z domu.
Swoje kroki jak zawsze w takich chwilach skierowała na stadion, miała ochotę pograć w piłkę.
Przebrała się w szatni i z piłką pod pachą ruszyła na murawę.
Usiadła na środku boiska i rozglądnęła się. Tak wiele wspomnień wiązała z tym miejscem, tych dobrych, ale i tych złych. Każdego dnia dziękowała Bogu, że może tu być.
-Powinnaś tu zamieszkać- usłyszała i szybko spojrzała w stronę, z której dobiegał głos.
-Taa...
-Co tu znowu robisz?
-Przyszłam pomyśleć, a tylko tu potrafię.
-Znam to uczucie, kiedyś jak grałem to potrafiłem cały dzień przesiedzieć na stadionie i myśleć.
-Nie wiem czemu, ale tylko tu potrafię się uspokoić.
-Czyli coś się stało- odparł trener, patrząc na nią.
-Jedziemy jutro do Argentyny, mam poznać drugich dziadków i boję się, że zakończy się tak jak z pierwszymi.
-Nie możesz tak myśleć, będzie dobrze, a jak noga?
-W porządku, skończyłam rehabilitacje i mogę normalnie grać.
-To świetnie, przydasz się nam na ten sezon.
-Miejmy nadzieję, do widzenia- odparła i podnosząc się z murawy opuściła stadion.


Następnego dnia po południu byli już w domu rodziny Messich, Ana po szybkim przywitaniu z dziadkami poszła do pokoju i nie wychodziła stamtąd.
-Ana idziemy do rodziców Anto dobrze?- zapytał Leo, wchodząc do pokoju.
-Oczywiście, tylko się przebiorę.

Po godzinie stali już przed domem rodziny Roccuzzo, Drzwi otworzyła im kobiet, matka Anto.
-Anto, Leo, Thiago!- krzyknęła i uściskała wszystkich.
-Cześć mamo- odparła Antonella wchodząc do środka.
-A ty pewnie jesteś Ana tak?
-Tak, dzień dobry- powiedziała, witając się z kobietą.
-Dużo słyszeliśmy o tobie i jesteśmy zaszczyceni, mając taką wnuczkę.
-Dziękuje bardzo- odparła uśmiechając się szeroko.
Do końca spotkania Ana odezwała się tylko parę razy, ale była szczęśliwa, że dziadkowie tak miło ją przyjęli.
Następnego dnia zaraz z rana piłkarka ruszyła na dół. Widząc całą rodzinę przy stole uśmiechnęła się.
-Dzień dobry- odparła i usiadła na wolnym miejscu.
-Jak się spało?- zapytał Leo.
-Świetnie- odparła zajadając się kanapką.
-Ana możesz zostać po śniadaniu na chwilę?- zapytał Jorge.
-Dobrze- odparła niepewnie i do końca posiłku zastanawiała się, o co może chodzić.
-Ana my chcielibyśmy Cię przeprosić. Nie wiem, co w nas wstąpiło wtedy. Nic nas nie usprawiedliwia, bardzo Cię przepraszamy, że musiałaś tak cierpieć za nasze błędy.
Chcielibyśmy z całego serca Cię przeprosić i prosić o wybaczenie- odparła Celia ze łzami w oczach.
-Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się do nas zwracać babcia i dziadek to będziemy zachwyceni, ale nic na siłę- powiedział Jorge spoglądając na wnuczkę.
-Nie płacz babciu- odparła Ana podchodząc do kobiety i przytulając ją.
-Wybaczasz nam?- zapytała.
-Oczywiście.
-Nigdy nie sądziłem, że będę miał taką zdolną i mądrą wnuczkę- powiedział jej dziadek, przytulając dziewczynę.
-Nareszcie!- krzyknął Leo, widząc co wydarzyło się w kuchni.
-Jest tu jakieś boisko? Mam ochotę pograć.
-Jasne, idź się przebierz i pójdziemy- odparł i po paru minutach byli na miejscu.
-Nad czym myślisz?- zapytał Leo, gdy po skończonym meczu leżeli na trawie.
-Nad tym, co by się ze mną działo, gdyby nie tamta kradzież. Pewnie skończyłabym gdzieś pod mostem.
-Nie myśli o tym, co było kiedyś, ciesz się tym, co jest teraz. Bóg chciał, żebyśmy byli razem i tak jest. A ja mam najwspanialszą córkę na świecie.
-Czasami mam wrażenie, że to wszystko sen. Że się po prostu obudzę i to wszytko zniknie.
-Nigdy nie zniknie, jesteś częścią tej rodziny i wiesz mi, że bez ciebie wszytko byłoby inne, gorsze.
Ale musisz mi obiecać jedno.
-Co?
-Nieważne co się stanie, nieważne jak będzie Ci ciężko, nie poddasz się i zawsze będziesz walczyć.
-Obiecuje.

***

Mamy nowy, przecięty jak dla mnie, ale ocenę zostawiam wam.
Nowy może za tydzień, nie wiem, zależy, jak wyrobię się ze szkołą.

Dziś mija 11 lat od debiutu Leo w Barcelonie!!
Oby tych lat było jak najwięcej!


piątek, 2 października 2015

Rozdział 16

***

Następnego dnia dziewczyna czuła się znacznie lepiej, leki, które dostawała, działały, lecz nie miała co robić. Dostała osobną salę, na życzenie jej ojca, bo po co miała być z innymi jak i tak by się nie dogadali przez barierę językową.
Pielęgniarki, które do niej przychodziły, coś nie niej mówiły, lecz piłkarka tylko patrzyła na nie.
Z wyrazu ich twarzy odgadła, że nie były zadowolone, co chwile coś na nią krzyczały.
Jedyną osobą, która z nią rozmawiała, był lekarz, który co jakiś czas przychodził do dziewczyny.


-Cześć Ana jak się czujesz?- zapytał wchodząc do sali.
-Dobrze tylko nudzę się, mogę trochę pochodzić, rozprostować nogi.
-Jeszcze nie dzisiaj, jutro, musisz odpoczywać, leki działają i wyglądasz dobrze, ale  nie jest jeszcze cudownie.
-Dobrze tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju.
-O co chodzi?
-O pielęgniarki, co tu przyjdą, coś na mnie krzyczą i wychodzą zdenerwowane.
-Nie przejmuj się to stare zrzędy, dzisiaj z urlopu przychodzi pielęgniarka, która również zna hiszpański, bo ma tam rodzinę, więc będziesz miała z kim porozmawiać.
-Dziękuje.
-Mam prośbę, mój syn jest fanem twojego ojca, mogłabyś go poprosić o autograf?- zapytał.
-Oczywiście- odparła z uśmiechem, jeszcze nigdy nie spotkała tak uprzejmego i spokojnego lekarza.
-Dzięki a teraz odpoczywaj.
-Jasne.
-Albo chociaż postaraj się- powiedział spoglądając na korytarz.
-Co?- zapytała zdziwiona, jednak po chwili zrozumiała, o co chodzi.

-Cześć! -krzyknęli piłkarze i po kolei zaczęli wchodzić po sali.
-Hej. Mogę wiedzieć, co wy tu robicie?- zapytała, gdy wszyscy weszli.
-Jak to co?! Przyszliśmy Cię odwiedzić!- krzyknął Fernando.
-Ciszej! Bo zaraz te pieprzone pielęgniarki przylecą! Co wy znowu wymyśliliście?- zapytała, widząc, że każdy ma co najmniej po dwie torby w rękach.
-Przynieśliśmy ci różnie rzeczy- odparł Iker.
-Tu masz mojego laptopa, zgrałem parę filmów, żebyś się nie nudziła, jest też internet i specjalnie dla ciebie zainstalowaliśmy kamery w ośrodku, żebyś mogła nas obserwować- odparł Gerard.
-Dziękuje, nie musieliście.
-To nie wszystko, przynieśliśmy Ci soki, słodycze i jedzenie, bo wiemy, jakie tu jest. A i mamy też dla ciebie piłkę, dla zabawy-  powiedział Juan.
-Dziękuje wam, ale ja tu będę jakieś parę dni, a wy mi zrobiliście zapas na miesiąc.
-Przesadzasz, musisz coś jeść, bo jesteś za chuda- odparł Gerard a do sali weszła pielęgniarka.
-Proszę was o wyjście, koniec odwiedzin- odparła po hiszpańsku.
-Przyjdziemy jutro, trzymaj się.
-To pani jest tą pielęgniarką, o której mi lekarz opowiadał.
-Tak i będę do ciebie często zaglądać, żebyś już nie musiała słuchać krzyków innych pielęgniarek.
-Dziękuje.
-A teraz odpoczywaj.


Do 16 było spokojnie, dziewczynę odwiedzili jeszcze rodzice. Leżała i oglądała wideo z kamer zamontowanych przez piłkarzy, gdy do sali wchodzi selekcjoner reprezentacji Hiszpanii.
-Cześć Ana- powiedział Vicente del Bosque
-Dzień dobry.
-Przepraszam, że dopiero dzisiaj; ale było lekkie zamieszanie.
-Nic się nie stało.
-Mam nadzieje, że to pierwsza i ostatnia taka sytuacja, jak się źle czujesz, to od razu bierz wolne.
-Dobrze, co z meczem? Nie będę mogła wyjść.
-To nic przyjdę jutro i wybierzemy skład, a na meczu będziemy w kontakcie- po paru minutach skończyli rozmowę.

***

Następnego dnia z samego rana po śniadaniu, chwyciła piłkę i zaczęła podbijać. Nie miała już ochoty na siedzenie w łóżku, więc postanowiła się zabawić. Po paru minutach do pokoju wbiegła pielęgniarka, widząc co wyprawia dziewczyna krzyknęła i wybiegła po chwili wracając z lekarzem.
-Ana! Czy ty nie możesz nawet dnia usiedzieć na tyłku?- zapytał, widząc co wyprawia piłkarka.
-Wczoraj leżałam w łóżku, dzisiaj już nie zamierzam.
-To chociaż się nie przemęczaj, twoje wyniki są dobre, myślę, że za parę dni wrócisz do pracy.
-Dziękuję a tu dla pana obiecany autograf i koszulka dla syna-odparła wręczając lekarzowi rzecz.
-Ana! Dziękuje Ci bardzo! Mój syn będzie wniebowzięty!- odparł.
-Mogę chociaż trochę pochodzić, mam już dość siedzenia w tych czterech ścianach.
-Dobrze, ale dopiero jak skończy Ci się kroplówka i nie za dużo.
-Jasne- uśmiechnęła się.
-Trzymaj się, wpadnę później.

Przez następną godzinę oglądała film na laptopie i układała skład na dzisiejsze spotkanie.
Gdy tylko kroplówka się skończyła, ubrała buty i szczęśliwa wyszła z sali.
Przechodząc po korytarzach widziała różne dzieci, mniej i bardziej chore, ale wszystkie były uśmiechnięte. W prawie każdej sali widziała flagi reprezentacji Hiszpanii i wpadła na pomysł.
-Ana! Wszędzie Cię szukam!- usłyszała i szybko odwróciła się.
-Marc?! Co tu robisz?- zapytała, witając się z piłkarzem.
-Przyszedłem Cię odwiedzić.
-Nie powinieneś być w hotelu, koncentrować się przed meczem?
-Dostałem pozwolenie od trenera, który za niedługo tu będzie.
-Dobrze, chodźmy do mnie.
-Jasne, co tu robiłaś?
-Zwiedzałam, mam już dość mojej sali, musiałam na chwilę nogi rozprostować a  jak u was?
-Brakuje nam Ciebie, nudno jest- odparł i przytulił dziewczynę. Od czasu wypadku na meczu, piłkarz znowu rozmawiał z dziewczyną, zrozumiał, jak bardzo mu na niej zależy i chce, żeby była szczęśliwa.

Po godzinnej rozmowie z piłkarzem, przyszedł trener a Hiszpan, żegnając się z dziewczyną wyszedł ze szpitala.
-Ana, masz wybraną jedenastkę?
-Po części- odparła pokazując trenerowi rozpiskę.
-Świetny skład a jak z taktyką?
-Oglądałam mecze Portugalii i myślę, że tak powinno być ok- odparła i pokazała trenerowi taktykę.
-Miejmy nadzieję, że to zadziała.
-Mam jeszcze jedną prośbę, jeśli dziś wygramy, mogę pożyczyć na jutro piłkarzy, tu jest wielu małych kibiców i na pewno spotkanie z piłkarzami pomogłoby im.
-Oczywiście, świetny pomysł.


Druga połowa dogrywki dobiegała końca, a na tablicy widniał wynik 0-0. Piłkarka chwyciła kartkę i zaczęła wypisywać potencjalnych strzelców do karnych. Po gwizdku chwyciła za telefon i wybrała numer do trenera.
-Jak myślisz, kto ma strzelać?
-Najlepiej ich zapytać kto jest na siłach, ja mam parę typów- odparła i podała trenerowi nazwiska.
-Zobaczymy, co da się zrobić.
-Niech mnie pan da na głośnik.
-Jasne.
-Dobra chłopaki, koniec obijania się, od tego zależy wasz udział w finale, teraz nie liczy się już meczu, teraz liczą się tylko karne, jesteście tak daleko, ale możecie zajść dalej, musicie dać z siebie wszystko, zasłużyliście na finał. Zróbcie to dla Hiszpanii, kibiców i  dla samych siebie.
-Jeśli wygramy to dla ciebie!- krzyknął Ramos a piłkarze mu zawtórowali.
-To ruszać dupy i wygrywać mi to!- krzyknęła i rozłączyła się.


Został ostatni karny, Cesc podszedł do piłki, dziewczyna czuła, że mu się uda.
Odszedł od piłki i po gwizdku rozpędził się i wpakował piłkę do siatki. Kibice, piłkarze i Ana zaczęli krzyczeć z radości. Hiszpania była w finale!

***

Następnego dnia z samego rana do pokoju dziewczyny wbiegli piłkarze.
-Gratulacje!- krzyknęła, przytulając ich.
-Bez ciebie by się nie udało- odparł Fer i uśmiechnął się.
-Dobra, idziemy. Trener wam wszystko powiedział?- zapytała.
-Tak, mamy nawet prezenty dla dzieciaków- odparł Iker i wskazał na worki stojące koło drzwi.
-Świetnie, tłumacze już czekają, kto zna angielski, może ze starszymi dzieciakami pogadać.
-Jasne!- krzyknęli i ruszyli do świetlicy.
Radość dzieci była nie do opisania, skakały, śpiewały, tańczyły.
Przez kolejne 2 godziny widziała tylko uśmiechy dzieci.
-Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną- odparł jej lekarz.
-Oj wiele jeszcze mi brakuje.
-Jutro będziesz mogła wyjść, lecz masz się oszczędzać do finału.
-Dobrze, dziękuje.

Po spotkaniu z dziećmi wszyscy siedzieli u Any i wcinali ciasto.
-Marc! Wszędzie Cię szukałam!- usłyszeli i spojrzeli na drzwi.
-Melissa?! Co tu robisz?- zapytał piłkarz.
-Jak to co?! Przyjechałam do ciebie, w hotelu mi powiedzieli, że jesteś w szpitalu, stało się coś?- zapytała słodko.
-Ana jest chora.
-No tak Ana, muszę Ci coś powiedzieć!- krzyknęła i spojrzała wkurzona na piłkarkę.
-O co chodzi?
-Jestem w ciąży!- pisnęła a w sali zapadła cisza.
-Co?!-powiedziała zdziwiona Ana.
-Naprawdę?!- krzyknął piłkarz i chwycił w ramiona dziewczynę.
-Tak! Mam nawet zdjęcia naszego maleństwa- odparł i wyciągnęła zdjęcia usg, po czym spojrzała z triumfem na Ane.
-To trzeba uczcić!- krzyknął i wraz z dziewczyną wybiegli z sali.
-Straciłam go na zawsze- odparła Ana i zaczęła płakać.
-Ana, nie płacz- powiedział Cesc przytulając dziewczynę.

Następnego dnia z samego rana opuściła szpital i wraz z Cesciem ruszyła w stronę hotelu.
-Jak tam Marc?
-Nie myśl o nim- powiedział i przytulił dziewczynę.
-Coś mi tu nie gra, ona dziwnie na mnie patrzyła.
-Wydaje Ci się.
-Może- odparła wchodząc do hotelu, swoje kroki od razu skierowała do swojego pokoju.
-O której macie dzisiaj trening?
-O 11, ale ty masz siedzieć w pokoju.
-Wpadnę na chwilę.
-Ana!- krzyknął zły.
-Tylko na chwilę, to co robimy?
-Oglądamy film?
-Jasne.
-Będę się zbierał- odparł Cesc po dwóch godzinach.
-Dobrze trzymaj się papa- powiedziała i pocałowała przyjaciela w policzek.
Gdy tylko piłkarz wyszedł, dziewczyna weszła pod prysznic, dawno nie czuła się tak dobrze.
Umyła się, ubrała i wyszła z pokoju, gdy usłyszała głos, przystanęła.
-Tak udało się, łyknął to.
-Tak, tak cieszy się, ale ta jędza coś podejrzewa.
-Spróbuje się jej pozbyć, do zobaczenia popołudniu- odparła Melissa i rozłączyła, się a Ana wybiegła z hotelu.
Idąc w stronę boiska, zastanawiała się nad słowami Melissy, chciała się dowiedzieć co knuje i już wiedziała, co ma zrobić.
-Cześć chłopaki!- krzyknęła, a piłkarze przerwali trening.
-Ana! Miałaś leżeć w łóżku- odparł trener.
-Chwila na świeżym powietrzu mi nie zaszkodzi.
-Dobrze, ale tylko na chwilę i wracasz do łóżka.

-Marc musimy porozmawiać.
-O co chodzi?
-O Melisse.
-Co się stało?
-Słyszałam jej dzisiejszą rozmowę, ona coś ukrywa, podejrzewam, że nie jest w ciąży.
-Co?! Jak możesz tak mówić!- krzyknął.
-Marc posłuchaj mnie musisz z nią porozmawiać- odparła powoli.
-Nie! Jesteś po prostu o nią zazdrosna! Jak możesz być taką przyjaciółką! Powinnaś się cieszyć!
-Marc! Proszę Cię!- krzyknęła zdesperowana.
-Odejdź! Nie chcę Cię już widzieć!- krzyknął, a dziewczyna ze łzami w oczach wybiegła z pokoju.

***

-Co się stało?- zapytał Cesc widząc roztrzęsioną dziewczynę.
-Pokłóciłam się z Marciem.
-O co?
-O Melisse, ona coś ukrywa.
-Co?- zapytał zdziwiony.
-Słyszałam dzisiaj jak mówi, że się nabrał i muszą się mnie pozbyć. Tylko nie wiem, z kim współpracuje.
-Jesteś pewna?
-Tak, musisz mi pomóc to udowodnić.
-Jak?
-Będziemy ją śledzić, dzisiaj po południu ma spotkanie z tym kimś.
-Co? Ana ty miałaś siedzieć w pokoju, a i tak się zorientują, jak nas nie będzie.
-Gererd będzie nas krył.
-Ana ja przez ciebie zwariuje- odparł zrezygnowany.
-Geri kochanie!- krzyknęła, wchodząc do pokoju piłkarza.
-Oho ile mnie to będzie kosztowało?-zapytał przytulając Shakire.
-Ej!
-Zawsze jak słyszę Geri kochanie to czegoś chcecie albo ty, albo Shak.
-I zawsze działa- odparła Kolumbijka.
-To, czego chcesz?- odparł zrezygnowany.
-Musicie nas kryć.
-Co?- odparli równocześnie.
-Idziemy śledzić Melisse, ona coś knuje, wiem to.
-Ana to niebezpieczne, miałaś się oszczędzać.
-Szczęście tego dupka jest dla mnie najważniejsze, nieważne co mówi, ja wiem swoje.
-Marca?
-Tak, ona go okłamuje, muszę to udowodnić.
-Dobrze, co mamy robić.
-Nie wpuszczajcie nikogo do mnie, powiedźcie, że chce odpocząć, a Cesc źle się czuje i śpi.
-Dobrze, ile czasu potrzebujecie?
-Maksymalnie do wieczora, dziękuje- odparł i pocałowała oboje.

-Wychodzi- odparł Cesc widząc Melisse żegnającą się z Marciem.
-Wyjdziemy tyłem i idziemy za nią.
-Dobrze.

Po parunastu minutach doszli do kawiarni, dziewczyna usiadła przy stoliku a para w rogu.
-Czeka na kogoś- odparł Cesc spoglądając w stronę dziewczyny.
-Wiedziałam- powiedziała Ana patrząc, kto wszedł do kawiarni.

***

Następny za tydzień :)