piątek, 30 października 2015

Rozdział 18

***

Jak co rano po porannej toalecie ubrana zeszła na dół. W kuchni siedziała jej cała rodzina.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknął Thiago i podbiegł z rysunkiem do siostry.
-Dziękuje- odparła zdziwiona.
-Sto lat!- zaczęli śpiewać jej rodzice i z tortem podeszli do córki a dziewczyna, widząc to rozpłakała się.
-Co się stało?- zapytała Anto.
-Pierwszy raz ktoś pamięta o moich urodzinach!- krzyknęła przez łzy.
-My zawsze będziemy- odparł Leo i przytulił córkę.
-To dla ciebie- powiedzieli i wręczyli jej prezent, który dziewczyna od razu otworzyła.
-Jej! Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje!-krzyknęła, widząc bilet na mecz Chelsea.
-Będziesz mogła spotkać się z Cesciem.
-Dziękuje!- po raz kolejny krzyknęła i przytuliła rodziców.
-To nie wszystko, zarobiłaś już pieniądze i z klubu też dostajesz, dlatego założyliśmy Ci konto w banku, masz tam swoje wszystkie pieniądze i trochę od nas- powiedziała Antonella wręczając córce kartę bankową.
-A teraz zbieraj się- powiedział Leo.
-Gdzie?
-Zobaczysz. Długo nad tym myśleliśmy i zdecydowaliśmy, że to będzie dla ciebie najlepszy prezent- odparł podjeżdżając pod schronisko.
-Mogę adoptować psa?!- krzyknęła szczęśliwa.
-Tak.
-Dziękuje! Zawsze chciałam mieć zwierzaka- odparła rozglądając się za odpowiednim zwierzakiem.
-Co to za pieski?- zapytała pracownika.
-Te szczeniaki zostały do nas przywiezione dwa tygodnie temu, znaleziono je w stawie, ledwo uszły z życiem.
-Podoba Ci się któryś?- zapytał Leo.
-Chyba tak- odparła biorąc na ręce najmniejszego.
-Jesteś pewna? Jest najsłabszy w miocie, nie lepiej silniejszego- zapytał pracownik a piłkarka spojrzała na psa i widząc jego wzrok uśmiechnęła się.
-Ten jest na całe życie, widzę to, tato mogę z tobą porozmawiać- odparła wstając.
-O co chodzi?
-Widząc te wszystkie zwierzęta, chce mi się płakać, może udałoby nam się jakoś im pomóc pieniężnie i zorganizować jakiś dzień, twoje nazwisko przyciągnie tłumy.
-Nasze nazwisko. Cały czas zadziwia mnie, jak wiele miłości masz w sobie, oczywiście, że im pomożemy. Pieniądze przekażemy dziś, a dzień otwarty zrobimy tak za tydzień, rozgłosi się to w mediach i powinno się udać.
-Dziękuje.
-Proszę, to dla schroniska- odparł Leo wręczając czek starszemu mężczyźnie.
-Bardzo panu dziękuje!- krzyknął i rozpłakał się.
-Nie ma za co, to plan mojej córki, wymyśliła jeszcze, by rozgłosić w mediach i urządzić dzień otwarty.
-Nie wiem jak mam wam dziękować, to wiele dla mnie znaczy- odparł i po krótkiej rozmowie rodzina opuściła schronisko.


-Wszystkiego najlepszego!- usłyszała i szybko odwróciła się.
-Dziękuje- powiedziała przytulając się do piłkarza.
-Wychodzimy!- powiedział i zabrał piłkarkę na ręce a szczeniak odezwał się- A to kto?- zapytał zdziwiony.
-Nowy mieszkaniec tego domu- odparła podchodząc do pieska.
-Jak ma na imię?
-Paco.
-Fajnie, to zabieraj Paco i wychodzimy- powiedział schodząc na dół.

-Dam Ci znać, o której macie wrócić- powiedział po cichu Leo a Ana i Paco opuścili dom.

Przez resztę popołudnia Ana bawiła się cudownie z Marciem. Najpierw byli w parku, później zjedli obiad a na koniec Marc zabrał Ane na plaże.
-Tu jest pięknie- odparła widząc zachodzące słońce.
-Niedawno odkryłem to miejsce, nigdy nie ma tu ludzi, a ty jesteś pierwszą osobą, którą tu zabrałem.
-Dziękuje Ci.
-Za co?
-Za ten dzień, to był jeden z najlepszych w całym życiu.
-Idziemy się kąpać?
-Nie mam stroju.
-No to w rzeczach.
-Nie chcę wracać mokra.
-Mam zapasowe, przebierzesz się- nalegał.
-A Paco?
-Zaczeka na plaży albo wejdzie do wody jak będzie chciał- powiedział Hiszpan i pobiegł do morza a dziewczyna za nim.
Przez następną godzinę bawili się jak małe dzieci, a Paco obserwował ich z plaży, co jakiś czas podchodząc do wody.
-Jeszcze raz Ci dziękuje- powiedziała stojąc na plaży i patrząc na chłopaka.
-Nie ma za co- odparł i spojrzał w jej oczy powoli przysuwając twarz w jej stronę. Delikatnie dotknął jej ust, by po chwili śmielej ją pocałować.
-Nie Marc!- powiedziała, odsuwając się od piłkarza.
-O co chodzi?
-My nie możemy, nie chcę być twoim pocieszeniem po stracie Melissy.
-Ale to nie tak- powiedział.
-Przepraszam- powiedziała i zabierając psa, pobiegła w stronę samochodu.
-Ale ty nic nie rozumiesz- powiedział ciszej i zrezygnowany ruszył do auta.
Droga powrotna minęła w ciszy, Ana, gdy tylko samochód zatrzymał się, wysiadła i ruszyła w stronę drzwi, piłkarz jednak dogonił ją.
-Ana, proszę Cię zapomnijmy o tym, jeśli chcesz- powiedział smutny.
-Dziękuje- odparła i otworzyła drzwi.
-Niespodzianka!- usłyszała i po chwili zobaczyła tłum ludzi. Jej koleżanki z klubu, piłkarzy Barcelony i reprezentacji Hiszpanii, a nawet trenera.
Po pierwszym szoku ruszyła szczęśliwa, witając się ze wszystkimi.
-Jak tam urodziny mijają?- zapytał Marc po godzinie.
-Świetnie, nie wiedziała, że tyle osób się mną interesuje.
-I jeszcze więcej-odparł i spojrzał na dziewczynę, która posmutniała.
-Co się stało?-zapytał.
-Nic.
-Znam Cię nie od dziś, mnie nie okłamiesz.
-Myślałam, że Cesc przyjedzie.
-Nie martw się, może nie mógł, jesteś dla niego ważna i na pewno, gdyby mógł na pewno by przyjechał- odparł przytulając ją.
-Tak myślisz?- zapytała, odsuwając się i uśmiechając się.
-Ja miałbym nie przyjechać?- usłyszała i szybko odwróciła się.
-Cesc!-krzyknęła, podbiegła i przytuliła Hiszpana.
-Wszystkiego najlepszego mała- odparł wręczając jej prezent.
-Jest piękna, dziękuje- powiedziała widząc koszulkę Chelsea z nazwiskiem Fabregasa.
-Żebyś zawsze o mnie pamiętała.
Resztę wieczoru dziewczyna bawiła się wyśmienicie, około północy większość z obecnych była już mocno pijana, dziewczyna nie chciała pić, nie chciała wracać do tamtych czasów.
-Chodź na chwilę- powiedział Marc i pociągnął ją za rękę.
-O co chodzi?
-Mam dla ciebie prezent, specjalnie zostawiłem na później- powiedział i wyciągnął naszyjnik z literką M.
-Mam taki sam z literą A, mam nadzieje, że będziemy przyjaciółmi na zawsze- powiedział i założył piłkarce biżuterię.
-Nie wiem co mam powiedzieć, jest cudowny.

Impreza skończyła się koło 2, Ci co byli na siłach wracali do domu a reszta, włączając w to głównie reprezentantów została w domu Messich.

Następnego dnia Ana razem z Paco ruszyła na dół, o dziwo w domu panował porządek.
-Jak tu czysto- powiedziała wchodząc do kuchni.
-Rano była tu ekipa sprzątająca- powiedział Leo.
-Jak dużo ludzi jest u nas?
-Około 20, część wyjechała z rana, został głównie Madryt i spoza Hiszpanii.
-A gdzie są?
-Większość w salonie, ledwo żywych- powiedział ze śmiechem.
-Dziękuje za wczorajszy dzień.
-Nie ma za co, prezenty są u nas i u Thiago w pokoju, a jest tego masa.
-Później przejrzę, chodź Paco trzeba im trochę życie popsuć- powiedziała i razem z psem ruszyła do salonu.
-Cześć wszystkim- krzyknęła i zaśmiała się, słysząc jęki.
-Ana- powiedział Sergio.
-O co chodzi Sergio? Jak się wczoraj bawiliście?- po raz kolejny krzyknęła.
-Zlituj się- powiedział Juan.
-Co ja bym bez was zrobiła- zaśmiała się a Paco zapiszczał.
-Co to za szczur?- zapytał Ramos.
-Ja Ci dam szczur!- krzyknęła, a szczeniak podszedł do piłkarza i ugryzł go w palec.
-Ała!
-Masz za swoje, to nie jest żaden szczur! Poznajcie Paco, mój nowy piesek.
-Cześć Paco- powiedział Sergio a pies nastroszył się.
-Nie lubi Cię- powiedział Xabi.
-Jak większość- dodał Iker.
-Ej!
-Nie uwierzycie co on potrafi- powiedziała i ruszyła do ogrodu a piłkarze za nią. Ana wzięła piłkę i rzuciła ją do góry a pies podbiegł do niej i zaczął podbijać i biegać.
-Przecież ta piłka jest większa od niego- powiedział Sergio.
-Może weźmiemy go do składu zamiast ciebie Ramos?- zapytał Iker.
-Bo się obrażę!- krzyknął Hiszpan a reszta zaśmiała się.

***

I przedstawiam wam nowy rozdział!
Następny przy większej aktywności :)

piątek, 16 października 2015

Rozdział 17

***

-Jak idzie nasz plan?- zapytała Lita.
-Świetnie, masz pieniądze?
-Trzymaj- odparła wręczając dziewczynie kopertę.
-A co z Aną? Ona coś wie- powiedziała Melissa.
-Nią się nie martw, Marc jest za głupi, nie uwierzy jej.
-Po co to robisz?
-Musi cierpieć tak jak ja cierpiałam- syknęła zła.

-Idziemy- powiedziała Ana i ruszyła w stronę stolika dziewczyn.
-Ana?- zapytały zszokowane.
-Lita spierdalaj, a ty idziesz z nami!- krzyknęła i chwyciła Melisse.
-Nigdzie z wami nie idę!- pisnęła.
-Albo idziesz z nami, albo media się dowiedzą i będziesz spalona-syknęła.
-Dobrze- wstała i ruszyła za dwójką.


-Marc siadaj i słuchaj!- powiedziała Ana, wchodząc do pokoju piłkarza.
-Ana?
-Masz mu powiedzieć wszystko albo to się źle dla ciebie skończy-odparł Cesc.
-Melissa? O co tu chodzi?- zapytał zdziwiony.
-Marc ja Cię okłamałam, nie jestem w ciąży.
-Co?! A te zdjęcia?- zapytał zszokowany.
-To nie moje- odparła znudzona.
-Po co to zrobiłaś?- odparł coraz słabszym głosem.
-Jak to po co? Dla pieniędzy, sławy- zaczęła wyliczać, ale piłkarz przerwał jej.
-I myślałaś, że się nie dowiem?! Jak zamierzałaś to ukrywać!-krzyknął a w pokoju pojawiło się kilku piłkarzy.
-Jaki problem, seks z tobą i w końcu bym zaszła.
-Nienawidzę Cię! Jesteś podłą suką! Wypierdalaj z mojego życia! Nigdy już mi się na oczy nie pokazuj!- ryknął, a dziewczyna opuściła pokój.
-Marc- powiedziała Ana, przytulając piłkarza a ręką pokazując by reszta wyszła.
-Dlaczego ja? Czemu mnie to spotyka. Czy ja nie mogę stworzyć normalnego związku?! Co ze mną jest nie tak!- krzyczał, a po policzkach spływały mu łzy.
-Jesteś cudownym, przystojnym piłkarzem. Miłym, spokojnym, kochanym. Nie możesz się załamywać przez jakąś sukę.
-Czemu Ci nie wierzyłem?! Nawrzeszczałem na ciebie a ty i tak mi pomogłaś, nie odwróciłaś się ode mnie- odparł, patrząc na nią.
-Tak robią przyjaciele. A teraz chce widzieć uśmiech na twojej twarzy- odparła a piłkarz lekko się uśmiechnął.
-Jesteś najlepsza na świecie- odparł przytulając ją.
-Chodź na kolacje, a potem do mnie, obejrzymy coś.
-A co z Cesciem? Nie będzie zazdrosny? W końcu to twój chłopak- odparł zasmucony.
-To teraz ja coś powiem, on nie jest moim chłopakiem, udawaliśmy.
-Dlaczego?- zapytał zdziwiony.
-Żeby pokazać Ci, że mnie tracisz, ale chyba nie wyszło.
-Dobrze, że tak zrobiłaś, jestem durny! Ale Cesc i tak nie jest dla ciebie.
-Ej! To mój przyjaciel. A teraz rusz tyłek idziemy na kolacje.
-Dobrze, dobrze.

-Ana mamy problem- odarł Cesc odciągając piłkarkę od stolika.
-O co chodzi?
-O Olę, przyjeżdża jutro, co mam zrobić? Przecież jestem z tobą- powiedział bezradnie.
-Nie martw się, Marc już wie, a reszcie powiemy, że zerwaliśmy, ale jesteśmy przyjaciółmi.
-Dobrze, dziękuje- odparł przytulając ją.
-Nie ma za co, ale chcę ją jutro poznać.
-Jasne.

***

Następnego dnia po śniadaniu Ana powoli ruszyła w stronę boiska, na którym trenowali piłkarze.
Przy wyjściu spotkała Olę.
-Ty pewnie do Cesca?- zapytała, podchodząc do dziewczyny.
-Tak a ty jesteś tą dziewczyną, która była wtedy z Cesciem?
-Tak, Ana.
-Ola- odparła starsza, ściskając dłoń piłkarce.
-Chodź są na boisku, a powiedz mi co czujesz do Cesca?
-Nie wiem, nigdy nie spotkałam takiego człowieka, jest cudowny.
-Pasujecie do siebie idealnie.
-Siema!- krzyknęła, a piłkarze spojrzeli na dziewczyny.
-Ola!- krzyknął Cesc i podbiegł do dziewczyny, całując ją w policzek.
-Kto to?- zapytali piłkarze.
-Jego przyszła dziewczyna- odparła Ana.
-Co?! A co z wami?- krzyknęli zdziwieni.
-Jesteśmy przyjaciółmi.
-Ana! Co ty tu znowu robisz?!- krzyknął trener, patrząc na dziewczynę.
-Stoję! Nie mam już ochoty siedzieć w pokoju, jestem zdrowa i chcę trenować.
-Dzisiaj na pewno nie! Weź piłkę i poćwicz sama z boku, jutro będziesz trenować z chłopakami.
-Dobrze.

***

Po paru dniach nadszedł czas na finał Mistrzostw Europy. Hiszpania po cudownym meczu wygrała z Włochami 4-0.
-Jesteśmy mistrzami!- krzyknął Fernando i rzucił się na Cesca,
-Gratulacje!- krzyknęła Ana.
-Nic by się nie udało bez naszych cudownych trenerów- krzyknął Iker a reszta mu zawtórowała.
-To wasz wieczór cieszcie się- odparł del Bosque.


Następnego dnia z samego rana reprezentacja Hiszpanii wyleciała z lotniska w Polsce.
-Ana chcieliśmy Ci podziękować- odparł Iker podchodząc do dziewczyny.
-Nie ma za co- powiedziała dziewczyna, podnosząc się z siedzenia.
-Nie ma za co?! To też dzięki tobie wygraliśmy!- krzyknął Sergio Ramos.
-Dajcie spokój.
-Mamy dla ciebie prezent- tym razem odezwał się Pique.
-Proszę!- krzyknęli wszyscy i podali dziewczynie dużego misia w koszulce Hiszpanii z podpisami wszystkich piłkarzy.
-Jejku bardzo wam dziękuje!-krzyknęła i przytuliła piłkarzy.
Do końca lotu wszyscy cudownie się bawili, grali, śpiewali.
Na lotnisku w Madrycie czekało mnóstwo kibiców, którzy na widok piłkarzy zaczęli piszczeć i wiwatować.
-No to czas na pożegnanie- odparła i zaczęła się żegnać z Hiszpanami.
-Będę tęsknić- powiedział Cesc i przytulił dziewczynę.
-Odwiedź nas, proszę- odparła i zaczęła płakać.
-Ej! Nie płacz, przyjadę.
-Dbaj o Olę, jesteście sobie pisani.
-Dobrze- powiedział i ruszył w przeciwnym kierunku, a do piłkarki przyszedł Hiszpan.
-W porządku?- zapytał Marc.
-Tak- powiedziała i otarła łzy.
-Będzie dobrze, nie martw się.
-Kto wraca do Barcelony?- zapytała, patrząc na pozostałych.
-Wszyscy- powiedział Jordi i ruszył w kierunku miejsca odprawy.
Po półtorej godzinie wszyscy byli w Barcelonie, na lotnisku czekała na nią rodzina.
-Ana!- krzyknął Thiago i podbiegł do siostry.
-Cześć kochanie- powiedziała przytulając chłopca.
-Dobrze, że już jesteś, tęskniliśmy za tobą-powiedziała Anto i uściskała dziewczynę.
-Ja też.

Następnego dnia..

-Ana, musimy Ci coś powiedzieć- odparł Leo przy obiedzie.
-O co chodzi?
-Jedziemy do Argentyny.
-Rozumiem.
-Jak nie chcesz to nie musisz jechać- odparł szybko.
-Pojadę, nie będę robić wam kłopotu, a i tak nie mam gdzie zostać bo Marc jedzie do rodziny. Kiedy wylatujemy?
-Jutro z rana, jak będziesz chciała, to możesz poznać swoich drugich dziadków.
-Dobrze, kiedy zaczynacie treningi?
-10 sierpnia.
-Ok, przejdę się-powiedziała i wyszła z domu.
Swoje kroki jak zawsze w takich chwilach skierowała na stadion, miała ochotę pograć w piłkę.
Przebrała się w szatni i z piłką pod pachą ruszyła na murawę.
Usiadła na środku boiska i rozglądnęła się. Tak wiele wspomnień wiązała z tym miejscem, tych dobrych, ale i tych złych. Każdego dnia dziękowała Bogu, że może tu być.
-Powinnaś tu zamieszkać- usłyszała i szybko spojrzała w stronę, z której dobiegał głos.
-Taa...
-Co tu znowu robisz?
-Przyszłam pomyśleć, a tylko tu potrafię.
-Znam to uczucie, kiedyś jak grałem to potrafiłem cały dzień przesiedzieć na stadionie i myśleć.
-Nie wiem czemu, ale tylko tu potrafię się uspokoić.
-Czyli coś się stało- odparł trener, patrząc na nią.
-Jedziemy jutro do Argentyny, mam poznać drugich dziadków i boję się, że zakończy się tak jak z pierwszymi.
-Nie możesz tak myśleć, będzie dobrze, a jak noga?
-W porządku, skończyłam rehabilitacje i mogę normalnie grać.
-To świetnie, przydasz się nam na ten sezon.
-Miejmy nadzieję, do widzenia- odparła i podnosząc się z murawy opuściła stadion.


Następnego dnia po południu byli już w domu rodziny Messich, Ana po szybkim przywitaniu z dziadkami poszła do pokoju i nie wychodziła stamtąd.
-Ana idziemy do rodziców Anto dobrze?- zapytał Leo, wchodząc do pokoju.
-Oczywiście, tylko się przebiorę.

Po godzinie stali już przed domem rodziny Roccuzzo, Drzwi otworzyła im kobiet, matka Anto.
-Anto, Leo, Thiago!- krzyknęła i uściskała wszystkich.
-Cześć mamo- odparła Antonella wchodząc do środka.
-A ty pewnie jesteś Ana tak?
-Tak, dzień dobry- powiedziała, witając się z kobietą.
-Dużo słyszeliśmy o tobie i jesteśmy zaszczyceni, mając taką wnuczkę.
-Dziękuje bardzo- odparła uśmiechając się szeroko.
Do końca spotkania Ana odezwała się tylko parę razy, ale była szczęśliwa, że dziadkowie tak miło ją przyjęli.
Następnego dnia zaraz z rana piłkarka ruszyła na dół. Widząc całą rodzinę przy stole uśmiechnęła się.
-Dzień dobry- odparła i usiadła na wolnym miejscu.
-Jak się spało?- zapytał Leo.
-Świetnie- odparła zajadając się kanapką.
-Ana możesz zostać po śniadaniu na chwilę?- zapytał Jorge.
-Dobrze- odparła niepewnie i do końca posiłku zastanawiała się, o co może chodzić.
-Ana my chcielibyśmy Cię przeprosić. Nie wiem, co w nas wstąpiło wtedy. Nic nas nie usprawiedliwia, bardzo Cię przepraszamy, że musiałaś tak cierpieć za nasze błędy.
Chcielibyśmy z całego serca Cię przeprosić i prosić o wybaczenie- odparła Celia ze łzami w oczach.
-Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się do nas zwracać babcia i dziadek to będziemy zachwyceni, ale nic na siłę- powiedział Jorge spoglądając na wnuczkę.
-Nie płacz babciu- odparła Ana podchodząc do kobiety i przytulając ją.
-Wybaczasz nam?- zapytała.
-Oczywiście.
-Nigdy nie sądziłem, że będę miał taką zdolną i mądrą wnuczkę- powiedział jej dziadek, przytulając dziewczynę.
-Nareszcie!- krzyknął Leo, widząc co wydarzyło się w kuchni.
-Jest tu jakieś boisko? Mam ochotę pograć.
-Jasne, idź się przebierz i pójdziemy- odparł i po paru minutach byli na miejscu.
-Nad czym myślisz?- zapytał Leo, gdy po skończonym meczu leżeli na trawie.
-Nad tym, co by się ze mną działo, gdyby nie tamta kradzież. Pewnie skończyłabym gdzieś pod mostem.
-Nie myśli o tym, co było kiedyś, ciesz się tym, co jest teraz. Bóg chciał, żebyśmy byli razem i tak jest. A ja mam najwspanialszą córkę na świecie.
-Czasami mam wrażenie, że to wszystko sen. Że się po prostu obudzę i to wszytko zniknie.
-Nigdy nie zniknie, jesteś częścią tej rodziny i wiesz mi, że bez ciebie wszytko byłoby inne, gorsze.
Ale musisz mi obiecać jedno.
-Co?
-Nieważne co się stanie, nieważne jak będzie Ci ciężko, nie poddasz się i zawsze będziesz walczyć.
-Obiecuje.

***

Mamy nowy, przecięty jak dla mnie, ale ocenę zostawiam wam.
Nowy może za tydzień, nie wiem, zależy, jak wyrobię się ze szkołą.

Dziś mija 11 lat od debiutu Leo w Barcelonie!!
Oby tych lat było jak najwięcej!


piątek, 2 października 2015

Rozdział 16

***

Następnego dnia dziewczyna czuła się znacznie lepiej, leki, które dostawała, działały, lecz nie miała co robić. Dostała osobną salę, na życzenie jej ojca, bo po co miała być z innymi jak i tak by się nie dogadali przez barierę językową.
Pielęgniarki, które do niej przychodziły, coś nie niej mówiły, lecz piłkarka tylko patrzyła na nie.
Z wyrazu ich twarzy odgadła, że nie były zadowolone, co chwile coś na nią krzyczały.
Jedyną osobą, która z nią rozmawiała, był lekarz, który co jakiś czas przychodził do dziewczyny.


-Cześć Ana jak się czujesz?- zapytał wchodząc do sali.
-Dobrze tylko nudzę się, mogę trochę pochodzić, rozprostować nogi.
-Jeszcze nie dzisiaj, jutro, musisz odpoczywać, leki działają i wyglądasz dobrze, ale  nie jest jeszcze cudownie.
-Dobrze tylko jedna rzecz nie daje mi spokoju.
-O co chodzi?
-O pielęgniarki, co tu przyjdą, coś na mnie krzyczą i wychodzą zdenerwowane.
-Nie przejmuj się to stare zrzędy, dzisiaj z urlopu przychodzi pielęgniarka, która również zna hiszpański, bo ma tam rodzinę, więc będziesz miała z kim porozmawiać.
-Dziękuje.
-Mam prośbę, mój syn jest fanem twojego ojca, mogłabyś go poprosić o autograf?- zapytał.
-Oczywiście- odparła z uśmiechem, jeszcze nigdy nie spotkała tak uprzejmego i spokojnego lekarza.
-Dzięki a teraz odpoczywaj.
-Jasne.
-Albo chociaż postaraj się- powiedział spoglądając na korytarz.
-Co?- zapytała zdziwiona, jednak po chwili zrozumiała, o co chodzi.

-Cześć! -krzyknęli piłkarze i po kolei zaczęli wchodzić po sali.
-Hej. Mogę wiedzieć, co wy tu robicie?- zapytała, gdy wszyscy weszli.
-Jak to co?! Przyszliśmy Cię odwiedzić!- krzyknął Fernando.
-Ciszej! Bo zaraz te pieprzone pielęgniarki przylecą! Co wy znowu wymyśliliście?- zapytała, widząc, że każdy ma co najmniej po dwie torby w rękach.
-Przynieśliśmy ci różnie rzeczy- odparł Iker.
-Tu masz mojego laptopa, zgrałem parę filmów, żebyś się nie nudziła, jest też internet i specjalnie dla ciebie zainstalowaliśmy kamery w ośrodku, żebyś mogła nas obserwować- odparł Gerard.
-Dziękuje, nie musieliście.
-To nie wszystko, przynieśliśmy Ci soki, słodycze i jedzenie, bo wiemy, jakie tu jest. A i mamy też dla ciebie piłkę, dla zabawy-  powiedział Juan.
-Dziękuje wam, ale ja tu będę jakieś parę dni, a wy mi zrobiliście zapas na miesiąc.
-Przesadzasz, musisz coś jeść, bo jesteś za chuda- odparł Gerard a do sali weszła pielęgniarka.
-Proszę was o wyjście, koniec odwiedzin- odparła po hiszpańsku.
-Przyjdziemy jutro, trzymaj się.
-To pani jest tą pielęgniarką, o której mi lekarz opowiadał.
-Tak i będę do ciebie często zaglądać, żebyś już nie musiała słuchać krzyków innych pielęgniarek.
-Dziękuje.
-A teraz odpoczywaj.


Do 16 było spokojnie, dziewczynę odwiedzili jeszcze rodzice. Leżała i oglądała wideo z kamer zamontowanych przez piłkarzy, gdy do sali wchodzi selekcjoner reprezentacji Hiszpanii.
-Cześć Ana- powiedział Vicente del Bosque
-Dzień dobry.
-Przepraszam, że dopiero dzisiaj; ale było lekkie zamieszanie.
-Nic się nie stało.
-Mam nadzieje, że to pierwsza i ostatnia taka sytuacja, jak się źle czujesz, to od razu bierz wolne.
-Dobrze, co z meczem? Nie będę mogła wyjść.
-To nic przyjdę jutro i wybierzemy skład, a na meczu będziemy w kontakcie- po paru minutach skończyli rozmowę.

***

Następnego dnia z samego rana po śniadaniu, chwyciła piłkę i zaczęła podbijać. Nie miała już ochoty na siedzenie w łóżku, więc postanowiła się zabawić. Po paru minutach do pokoju wbiegła pielęgniarka, widząc co wyprawia dziewczyna krzyknęła i wybiegła po chwili wracając z lekarzem.
-Ana! Czy ty nie możesz nawet dnia usiedzieć na tyłku?- zapytał, widząc co wyprawia piłkarka.
-Wczoraj leżałam w łóżku, dzisiaj już nie zamierzam.
-To chociaż się nie przemęczaj, twoje wyniki są dobre, myślę, że za parę dni wrócisz do pracy.
-Dziękuję a tu dla pana obiecany autograf i koszulka dla syna-odparła wręczając lekarzowi rzecz.
-Ana! Dziękuje Ci bardzo! Mój syn będzie wniebowzięty!- odparł.
-Mogę chociaż trochę pochodzić, mam już dość siedzenia w tych czterech ścianach.
-Dobrze, ale dopiero jak skończy Ci się kroplówka i nie za dużo.
-Jasne- uśmiechnęła się.
-Trzymaj się, wpadnę później.

Przez następną godzinę oglądała film na laptopie i układała skład na dzisiejsze spotkanie.
Gdy tylko kroplówka się skończyła, ubrała buty i szczęśliwa wyszła z sali.
Przechodząc po korytarzach widziała różne dzieci, mniej i bardziej chore, ale wszystkie były uśmiechnięte. W prawie każdej sali widziała flagi reprezentacji Hiszpanii i wpadła na pomysł.
-Ana! Wszędzie Cię szukam!- usłyszała i szybko odwróciła się.
-Marc?! Co tu robisz?- zapytała, witając się z piłkarzem.
-Przyszedłem Cię odwiedzić.
-Nie powinieneś być w hotelu, koncentrować się przed meczem?
-Dostałem pozwolenie od trenera, który za niedługo tu będzie.
-Dobrze, chodźmy do mnie.
-Jasne, co tu robiłaś?
-Zwiedzałam, mam już dość mojej sali, musiałam na chwilę nogi rozprostować a  jak u was?
-Brakuje nam Ciebie, nudno jest- odparł i przytulił dziewczynę. Od czasu wypadku na meczu, piłkarz znowu rozmawiał z dziewczyną, zrozumiał, jak bardzo mu na niej zależy i chce, żeby była szczęśliwa.

Po godzinnej rozmowie z piłkarzem, przyszedł trener a Hiszpan, żegnając się z dziewczyną wyszedł ze szpitala.
-Ana, masz wybraną jedenastkę?
-Po części- odparła pokazując trenerowi rozpiskę.
-Świetny skład a jak z taktyką?
-Oglądałam mecze Portugalii i myślę, że tak powinno być ok- odparła i pokazała trenerowi taktykę.
-Miejmy nadzieję, że to zadziała.
-Mam jeszcze jedną prośbę, jeśli dziś wygramy, mogę pożyczyć na jutro piłkarzy, tu jest wielu małych kibiców i na pewno spotkanie z piłkarzami pomogłoby im.
-Oczywiście, świetny pomysł.


Druga połowa dogrywki dobiegała końca, a na tablicy widniał wynik 0-0. Piłkarka chwyciła kartkę i zaczęła wypisywać potencjalnych strzelców do karnych. Po gwizdku chwyciła za telefon i wybrała numer do trenera.
-Jak myślisz, kto ma strzelać?
-Najlepiej ich zapytać kto jest na siłach, ja mam parę typów- odparła i podała trenerowi nazwiska.
-Zobaczymy, co da się zrobić.
-Niech mnie pan da na głośnik.
-Jasne.
-Dobra chłopaki, koniec obijania się, od tego zależy wasz udział w finale, teraz nie liczy się już meczu, teraz liczą się tylko karne, jesteście tak daleko, ale możecie zajść dalej, musicie dać z siebie wszystko, zasłużyliście na finał. Zróbcie to dla Hiszpanii, kibiców i  dla samych siebie.
-Jeśli wygramy to dla ciebie!- krzyknął Ramos a piłkarze mu zawtórowali.
-To ruszać dupy i wygrywać mi to!- krzyknęła i rozłączyła się.


Został ostatni karny, Cesc podszedł do piłki, dziewczyna czuła, że mu się uda.
Odszedł od piłki i po gwizdku rozpędził się i wpakował piłkę do siatki. Kibice, piłkarze i Ana zaczęli krzyczeć z radości. Hiszpania była w finale!

***

Następnego dnia z samego rana do pokoju dziewczyny wbiegli piłkarze.
-Gratulacje!- krzyknęła, przytulając ich.
-Bez ciebie by się nie udało- odparł Fer i uśmiechnął się.
-Dobra, idziemy. Trener wam wszystko powiedział?- zapytała.
-Tak, mamy nawet prezenty dla dzieciaków- odparł Iker i wskazał na worki stojące koło drzwi.
-Świetnie, tłumacze już czekają, kto zna angielski, może ze starszymi dzieciakami pogadać.
-Jasne!- krzyknęli i ruszyli do świetlicy.
Radość dzieci była nie do opisania, skakały, śpiewały, tańczyły.
Przez kolejne 2 godziny widziała tylko uśmiechy dzieci.
-Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną- odparł jej lekarz.
-Oj wiele jeszcze mi brakuje.
-Jutro będziesz mogła wyjść, lecz masz się oszczędzać do finału.
-Dobrze, dziękuje.

Po spotkaniu z dziećmi wszyscy siedzieli u Any i wcinali ciasto.
-Marc! Wszędzie Cię szukałam!- usłyszeli i spojrzeli na drzwi.
-Melissa?! Co tu robisz?- zapytał piłkarz.
-Jak to co?! Przyjechałam do ciebie, w hotelu mi powiedzieli, że jesteś w szpitalu, stało się coś?- zapytała słodko.
-Ana jest chora.
-No tak Ana, muszę Ci coś powiedzieć!- krzyknęła i spojrzała wkurzona na piłkarkę.
-O co chodzi?
-Jestem w ciąży!- pisnęła a w sali zapadła cisza.
-Co?!-powiedziała zdziwiona Ana.
-Naprawdę?!- krzyknął piłkarz i chwycił w ramiona dziewczynę.
-Tak! Mam nawet zdjęcia naszego maleństwa- odparł i wyciągnęła zdjęcia usg, po czym spojrzała z triumfem na Ane.
-To trzeba uczcić!- krzyknął i wraz z dziewczyną wybiegli z sali.
-Straciłam go na zawsze- odparła Ana i zaczęła płakać.
-Ana, nie płacz- powiedział Cesc przytulając dziewczynę.

Następnego dnia z samego rana opuściła szpital i wraz z Cesciem ruszyła w stronę hotelu.
-Jak tam Marc?
-Nie myśl o nim- powiedział i przytulił dziewczynę.
-Coś mi tu nie gra, ona dziwnie na mnie patrzyła.
-Wydaje Ci się.
-Może- odparła wchodząc do hotelu, swoje kroki od razu skierowała do swojego pokoju.
-O której macie dzisiaj trening?
-O 11, ale ty masz siedzieć w pokoju.
-Wpadnę na chwilę.
-Ana!- krzyknął zły.
-Tylko na chwilę, to co robimy?
-Oglądamy film?
-Jasne.
-Będę się zbierał- odparł Cesc po dwóch godzinach.
-Dobrze trzymaj się papa- powiedziała i pocałowała przyjaciela w policzek.
Gdy tylko piłkarz wyszedł, dziewczyna weszła pod prysznic, dawno nie czuła się tak dobrze.
Umyła się, ubrała i wyszła z pokoju, gdy usłyszała głos, przystanęła.
-Tak udało się, łyknął to.
-Tak, tak cieszy się, ale ta jędza coś podejrzewa.
-Spróbuje się jej pozbyć, do zobaczenia popołudniu- odparła Melissa i rozłączyła, się a Ana wybiegła z hotelu.
Idąc w stronę boiska, zastanawiała się nad słowami Melissy, chciała się dowiedzieć co knuje i już wiedziała, co ma zrobić.
-Cześć chłopaki!- krzyknęła, a piłkarze przerwali trening.
-Ana! Miałaś leżeć w łóżku- odparł trener.
-Chwila na świeżym powietrzu mi nie zaszkodzi.
-Dobrze, ale tylko na chwilę i wracasz do łóżka.

-Marc musimy porozmawiać.
-O co chodzi?
-O Melisse.
-Co się stało?
-Słyszałam jej dzisiejszą rozmowę, ona coś ukrywa, podejrzewam, że nie jest w ciąży.
-Co?! Jak możesz tak mówić!- krzyknął.
-Marc posłuchaj mnie musisz z nią porozmawiać- odparła powoli.
-Nie! Jesteś po prostu o nią zazdrosna! Jak możesz być taką przyjaciółką! Powinnaś się cieszyć!
-Marc! Proszę Cię!- krzyknęła zdesperowana.
-Odejdź! Nie chcę Cię już widzieć!- krzyknął, a dziewczyna ze łzami w oczach wybiegła z pokoju.

***

-Co się stało?- zapytał Cesc widząc roztrzęsioną dziewczynę.
-Pokłóciłam się z Marciem.
-O co?
-O Melisse, ona coś ukrywa.
-Co?- zapytał zdziwiony.
-Słyszałam dzisiaj jak mówi, że się nabrał i muszą się mnie pozbyć. Tylko nie wiem, z kim współpracuje.
-Jesteś pewna?
-Tak, musisz mi pomóc to udowodnić.
-Jak?
-Będziemy ją śledzić, dzisiaj po południu ma spotkanie z tym kimś.
-Co? Ana ty miałaś siedzieć w pokoju, a i tak się zorientują, jak nas nie będzie.
-Gererd będzie nas krył.
-Ana ja przez ciebie zwariuje- odparł zrezygnowany.
-Geri kochanie!- krzyknęła, wchodząc do pokoju piłkarza.
-Oho ile mnie to będzie kosztowało?-zapytał przytulając Shakire.
-Ej!
-Zawsze jak słyszę Geri kochanie to czegoś chcecie albo ty, albo Shak.
-I zawsze działa- odparła Kolumbijka.
-To, czego chcesz?- odparł zrezygnowany.
-Musicie nas kryć.
-Co?- odparli równocześnie.
-Idziemy śledzić Melisse, ona coś knuje, wiem to.
-Ana to niebezpieczne, miałaś się oszczędzać.
-Szczęście tego dupka jest dla mnie najważniejsze, nieważne co mówi, ja wiem swoje.
-Marca?
-Tak, ona go okłamuje, muszę to udowodnić.
-Dobrze, co mamy robić.
-Nie wpuszczajcie nikogo do mnie, powiedźcie, że chce odpocząć, a Cesc źle się czuje i śpi.
-Dobrze, ile czasu potrzebujecie?
-Maksymalnie do wieczora, dziękuje- odparł i pocałowała oboje.

-Wychodzi- odparł Cesc widząc Melisse żegnającą się z Marciem.
-Wyjdziemy tyłem i idziemy za nią.
-Dobrze.

Po parunastu minutach doszli do kawiarni, dziewczyna usiadła przy stoliku a para w rogu.
-Czeka na kogoś- odparł Cesc spoglądając w stronę dziewczyny.
-Wiedziałam- powiedziała Ana patrząc, kto wszedł do kawiarni.

***

Następny za tydzień :)