piątek, 20 maja 2016

Rozdział 33

***

Otworzyła oczy i powoli zaczęła widzieć obrazy. Była na sali pooperacyjnej.
Czyli już po wszystkim, nie ma nogi, bała się spojrzeć pod kołdrę.
Nie była na to gotowa.
Mimo wszystko zmusiła się i powoli odsunęła kołdrę.
Zdziwiona otworzyła szeroko oczy, miała dwie nogi, nadal miała lewą.
-Chyba ja też zacznę wierzyć w cuda-odparł lekarz wchodząc do sali.
-Co z moją nogą? Przecież jechałam na operacje.
-I byłaś na niej, po podaniu Ci narkozy, lekarze jeszcze raz obejrzeli nogę i zdziwieni doszli do wniosku, że stał się cud, nie widzieli tego wcześniej, ale twoja noga zaczęła się regenerować. Stwierdzili nie usuwać jej i zobaczyć co będzie się działo-powiedział z uśmiechem.
-Naprawdę?! Będę mogła grać?!-krzyknęła szczęśliwa.
-Tego nie powiedziałem, nawet jeśli udało nam się ją uratować, to nigdy nie będzie już tak sprawna jak przed wypadkiem, nie wiem nawet czy będziesz potrafiła chodzić.
-Co?! To po co mi ta noga! To tylko niepotrzebny kikut!
-Ciesz się, że ją masz, nie myśli teraz o przyszłości-odparł i wyszedł.
Wściekła uderzyła się w nogę, co było błędem bo od razu poczuła silny ból i krzyknęła, po paru sekundach w sali byli już przestraszeni piłkarze.
-Wynoście się! Słyszeliście?! Wynocha!-ryknęła i wybuchła płaczem, życie dla niej straciło sens, mimo iż zachowała nogę to po co, nie wiedziała czy będzie w stanie samodzielnie chodzić, po co jej takie życie?
Już nigdy nie poczuje tej adrenaliny z piłką przy nodze, tego szczęścia ze strzelonego gola czy z wygranego meczu. Teraz będzie tylko kaleką, która nic nie będzie potrafiła zrobić.
Nie chciała tak żyć, to nie miało sensu.

***

Miesiąc później..

Od dwóch tygodni była w domu, jednak wszystko się zmieniło. Całymi dniami siedziała w pokoju, nie wychodziła z niego.
Była cieniem siebie, niewiele jadła, przy każdej czynności potrzebowała pomocy.
Nie dopuszczała do siebie nikogo, nawet Cesc.
Marc też próbował parę razy z nią porozmawiać ale bez skutecznie.
Pewnego dnia w szale histerii zniszczyła wszystko co przypominało jej o piłce, zdjęcia, koszulki, wszystko co w nawet najmniejszym stopniu przywracało wspomnienia.
Nie chciała nic słyszeć o piłce, nie dopuszczała do siebie piłkarzy, nie obchodziły ją już mecze, mimo iż każdy piłkarz czy piłkarka Barcy dedykowali jej golę.
Nie widziała tego i nie chciała widzieć, nie mogła grać w piłkę to nie chciała mieć z nią nic wspólnego.

***

Miesiące mijały a Ana nie zmieniła się, jej noga z dnia na dzień była lepsza jednak nadal nie nadawała się do niczego, tak twierdziła dziewczyna.
Ana cały czas siedziała w pokoju, nie wychodziła z niego, odcięła się od świata. Mimo iż Leo próbował wszystkiego, sprowadzał lekarzy z całego świata, nikt nie pomógł jego córce. Zamknęła się na dobre.
-Cześć kochanie-odparł wchodząc do pokoju. Spojrzała na niego i odwróciła wzrok. Położył obiad i gazetę piłkarską, którą od razu porwała na strzępy i wyszedł. I tak było codziennie, siedział tam godzinami, z dnia na dzień opowiadając coraz mniej o klubie, mimo wszystko mówił o czym tylko się dało. Próbował, zachęcał ja do rozmowy jednak bezskutecznie.

Wyszedł z pokoju i załamany ruszył na dół.
-Znowu nic?-zapytała Anto.
-Nie-powiedział i usłyszał dzwonek do drzwi. ruszył w ich kierunku.
-Cześć-powiedział i wszedł do środka.
-Co tu robisz?-zapytał zdziwiony piłkarz widząc trenera.
-Przyszedłem porozmawiać z Aną.
-Powodzenia, ja próbuje od paru miesięcy-powiedział piłkarz i zaprowadził Enrique pod drzwi pokoju dziewczyny.
-Cześć Ana-powiedział wchodząc do środka. Zdziwiona spojrzała na niego lecz nic nie odpowiedziała.
-Jak tu wygląda! Siedzisz w ciemnościach i zaduchu!-powiedział i odsłonił i otworzył okno. Dziewczyna skrzywiła się lecz nadal nic nie odpowiedziała.
-Zamieniasz się w mima? I co nie zamieszasz się odezwać do końca życia?! Nie wygłupiaj się, musisz iść na przód, już za dużo użalasz się nad sobą!-krzyknął.
-Użalam się? To proszę bardzo zamień się ze mną! Nie potrawie nic zrobić bez czyjejś pomocy! Chcesz tak żyć?! Proszę bardzo, chętnie się zamienię, bo ja już mam dość.
-Brawo-powiedział z uśmiechem.
-Podpuściłeś mnie!-syknęła.
-A jak niby miałem zmusić się do gadania? Masz 17 lat i marnujesz sobie życie, musisz wstać na nogi i ruszyć dalej.
-Problem leży w tym, ze nie potrawie wstać.
-Ruszaj tyłek i wstań-rozkazał jej.
-To mi pomóż-syknęła zła.
-Nie, sama dasz radę-powiedział i spojrzał jak zaciska zęby i próbuje wstać. Po paru żmudnych próbach w końcu się jej udało.
-Widzisz, potrafisz.
-Super.wstałam po pół godzinie, jest się z czego cieszyć.
-Właśnie jest, wstałaś i to się liczy, mogłabyś to zrobić po paru godzinach ale udało Ci się.
-I co z tego? Wielkie mi rzeczy, wstałam z łóżka! Ale co dalej! Jak chcę grać! Chcę znowu poczuć zapach murawy i piłkę przy nodze.
-To jaki problem? Bierz piłkę i graj-powiedział patrząc na nią.
-Kpisz sobie ze mnie? Dobrze wiesz, że nie potrawie stanąć na tej nodze a co dopiero grać!-krzyknęła wściekła.
-Nie? A próbowałaś? Od paru miesięcy użalasz się nad sobą, nie dopuszczasz nikogo do siebie, twoi rodzice nie wiedzą co mają już robić, spójrz czasem na nich a nie tylko na siebie. Cały świat Cię wspiera!-krzyknął.
-Ja..-zaczęła lecz nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Właśnie, brakuje Ci słów. Musisz się ruszyć, iść dalej, nie ważne jak będzie ciężko musisz iść na przód, dla siebie, dla rodziców, dla wszystkich, którzy próbują Ci pomóc.
-Dziękuje-powiedziała w końcu i przytuliła trenera.
-A teraz odłóż kule i podejdź do mnie-odparł robiąc trzy kroki do tyłu.
-Myślałam, że żartowałeś, nie potrawie-dodała ze smutkiem.
-Nie próbowałaś, jak nie spróbujesz to się nie dowiesz-powiedział i spojrzał na nią a ta po chwili zastanowienia odłożyła kule.
Złapała równowagę i zrobiła krok do przodu, od razu runęła w ręce mężczyzny.
-Nie potrawie.
-Jeszcze raz-rozkazał. Stanęła ponownie i ruszyła do przodu, zrobiła krok lekko kulejąc i stanęła.
Po chwili powtórzyła czynność.
-Umiem chodzić!-krzyknęła szczęśliwa i przytuliła się do trenera.
-Mówiłem, Leo opowiadał mi, że z twoją nogą jest z dnia na dzień coraz lepiej więc zrozumiałem, że mimo tego co mówili zaczniesz chodzić.
-Dziękuje Ci-wyszeptała a po jej policzkach popłynęły łzy, pierwszy raz od miesięcy były to łzy szczęścia.
-Brawo mała, trochę wiary w siebie i wszystko Ci się uda-powiedział z uśmiechem-a teraz zbieraj się-dodał.
-Co?! Gdzie?!-zapytała zdziwiona.
-Jak to gdzie, jedziesz ze mną na trening chłopaków. Twój ojciec pewnie jest już na miejscu.
-Nie chcę, nie chcę patrzyć na ich grę, wiedząc, że ja nie mogę.
-A kto Ci powiedział, że nie możesz? Teraz może nie ale skoro tym razem lekarze pomylili się to czemu nie miało by się stać tak w przypadku twojej gry?-zapytał.
-Nie wiem czy to możliwe-wyszeptała.
-Wszystko jest możliwy. Spraw by na twarzy twojego ojca pojawił się uśmiech, który zniknął kilka miesięcy temu. Pokaż mu, że jesteś twarda jak przystało na Messiego.
-Dobrze, pojadę z tobą-odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-I właśnie taki uśmiech chcę widzieć na twojej buzi bez przerwy. Ogarnij się i ubierz to-powiedział i wyciągnął z torby koszulkę trenerską-Bardzo brakowało nam twoich rad, masz co nadrabiać. Trzeba ich ustawić do pionu-powiedział ze śmiechem.
Dziewczyna ubrała się szybko i powoli o kulach wyszła za trenerem z pokoju.
-Ana?-zapytała zszokowana matka.
-Przepraszam i dziękuje za te kilka miesięcy-powiedziała przytulając Argentynkę.
-Od dawna czekałam na to, jak udało Ci się zejść? Zniosłeś ją?-zapytała Hiszpana.
-Sama zeszła, trochę trzeba było wbić jej do tego zakutego łba, że potrafi ale udało się.
-Ej!-krzyknęła i zauważyła brata przyczajonego w koncie pokoju.
Podeszła powoli do niego.
-Przepraszam mistrzu, zaniedbała Cię ale wynagrodzę Ci to-powiedziała odkładając kule i przytulając chłopca.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja też Thiago, ja też.
-Zagrasz ze mną?-zapytał patrząc na piłkę.
-Jeszcze nie ale kiedyś na pewno, zbieraj się jedziesz z nami-powiedziała a chłopiec pobiegł do pokoju, po paru sekundach wrócił w koszulce Barcy ze swoim imieniem i numerem 10.
-No i pięknie wyglądasz-powiedział i ruszyła do drzwi-Wrócimy z tatą-powiedział i wyszła na podwórko.
Promienie słoneczne od razu uderzyły w nią. Brakowało jej tego, tęskniła za tym.
-Dobra, ruszać się, bo spóźnimy się na trening-powiedział Luis i włożył chłopca do samochodu.

Po 20 minutach byli na stadionie, weszła do środka lecz zatrzymała się przed wejściem na murawę.
-Co się stało?-zapytał trener.
-Boję się-powiedziała.
-Czego?
-Że już nigdy tu nie zagram-odparła cicho.
-Nie dopuszczę do tego, moja najlepsza napastniczka i pani kapitan musi wrócić-powiedział i ruszył na murawę.
Stała jeszcze chwilę i ruszyła powoli na boisko.
Uśmiechnęła się widząc wygłupiających się piłkarzy.
-Co to za obijanie się!-krzyknęła a piłkarze zastygli w bezruchu i ucichli. Powoli odwrócili się, myśląc, że zwariowali.
-Ana!-krzyknął Marc i podbiegł do dziewczyny od razu przytulając ją.
-Tęskniłam-wyszeptała i puściła piłkarza.
-Nareszcie córciu-powiedział Leo i ze łzami w oczach przytulił dziewczynę.
-Przepraszam tato za wszystko co wam zrobiłam.
-Nie masz za co, ważne, że się podniosłaś-powiedział i puścił ją.
-Ja też się cieszę-powiedziała i schyliła się po kule.
-Pomogę-powiedział od razu.
-Nie! Potrafię sama!-powiedziała i w końcu podniosła je i ruszyła na ławkę rezerwowych.
-Dziękuje-powiedział Leo i przytulił Luisa.
-Nie ma za co, trzeba było tylko ustawić ja i pokazać, że życie toczy się dalej.
-Luis! Potrzebuje listy powołanych na jutrzejszy mecz z Realem-krzyknęła.
-A ty skąd wiesz?-zdziwili się oboje.
-Mam swojego informatora-powiedziała przytulając brata.
-Zaraz Ci dam-powiedział ruszając do niej.

Następnego dnia, stanęła w tunelu wsłuchując się w okrzyki kibiców, musiała przyznać, brakowało jej tego.
-Idziesz?-zapytał Enrique stając koło niej.
-Tak-powiedziała i powoli ruszyła przed siebie, gdy tylko pojawiła się na murawie dostała owacje na stojąco, z uśmiechem podziękowała kibicom i usiadła na ławce rezerwowych.
Spojrzała na wychodzących piłkarzy i uśmiechnęła się do ojca.
Popatrzyła na piłkarzy Realu szukając Cristiano, ten spojrzał na nią i zdziwiony sprintem podbiegł do niej.
-Ana!-krzyknął przytulając ją.
-Dusisz mnie-wyszeptała.
-Tak bardzo się ciesze widząc Cię-powiedział uśmiechając się.
-Ja też się ciesze, że cię widzie ale wracaj na boisko bo czekają na ciebie-powiedziała spoglądając na murawę.
-Strzele dla ciebie bramkę.
-Byle jedną, to Barca ma wygrać-odparła z uśmiechem.
-Zobaczymy-powiedział śmiejąc się i pobiegł do kolegów.
-Widzisz? Cały świat cieszy się z twojego powrotu-powiedział Luis stając koło niej.
-Podasz mi kule?-zapytała.
-Oczywiście.

Mecz zakończył się wynikiem 2-2 a gole strzelali najlepsi ze swoich drużyn Leo i Cristiano, obydwoje dedykowali swoje gole Anie.

Następnego dnia pojechała z ojcem na trening regeneracyjny, usiadła na ławce i posmutniała.
Mimo iż cieszyła się z gry piłkarzy, było jej smutno bo wiedziała, że ona już nie zagra.
Tą zmianę nastroju od razu zobaczył trener Barcelony.
-Co się stało?
-Jest mi przykro patrząc na nich, wiem, że to samolubne ale chciałabym być na ich miejscu, teraz jestem bezwartościowa i niepotrzebna.
-Zaraz Cię palne w ten łeb, przestań tak mówić, zrobię wszystko co w mojej mocy byś zaczęła grać, zostań dzisiaj po treningu to poćwiczymy chodzenie-odparł uśmiechając się.
-Dobrze.
Tak jak powiedziała, została po treningu żegnając się z ojcem i mówiąc, że wróci później.
-Chodź na środek, będzie więcej miejsca-powiedział i ruszył we wskazane miejsce a dziewczyna za nim.
-Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens-odparła smutno.
-Nie załamuj się, jesteś naprawdę silną kobietą i dasz sobie z tym rade.
-Dobrze-powiedziała i odłożyła kule, on cofnął się kilka kroków i pozwolił dziewczynie ruszyć.
Spojrzała na niego a on uśmiechem dodał jej otuchy. Zrobiła krok i nie przewróciła się, zrobiła kilka kolejnych i w końcu doszła do niego, mimo iż noga ją bolała to był to ból znośny.
-Brawo-powiedział-Próbujemy dalej?-zapytał a ona przytaknęła.
I tak ćwiczyli przez następne kilka godzin, z każdym krokiem radziła sobie coraz lepiej.
-Mimo wszystko, nie mów na razie rodzicom, nie chcę im robić nadziei. Na razie niech to pozostanie między nam-powiedziała siadając na murawie.
-Oczywiście ale ruszaj się i idziemy.
-Gdzie?-zapytała zdziwiona.
-Do szpitala, trzeba porozmawiać z twoim lekarzem co o tym sądzi-powiedział i ruszył do wyjścia a dziewczyna o kulach powoli za nim.

-Dzień dobry-powiedziała widząc lekarza na korytarzu.
-Ana? Co Cię do mnie sprowadza?-zapytał zdziwiony.
-Możemy porozmawiać na osobności?-zapytała rozglądając się.
-To o co chodzi?-zapytał siadając za biurkiem w swoim gabinecie.
-O to-powiedziała i odłożyła kule, powoli stanęła i ruszyła do niego.
-Ale.. ale jak to-wydusił po chwili.
-Właśnie chcemy się tego dowiedzieć-powiedział Enrique.
-Nie wiem jaki cudem ale zaraz pojedziesz na badania i zobaczymy co tam z twoją nogą-powiedział i zabrał dziewczynę na rezonans.
-Naprawdę, przy tobie zacznę wierzyć w cuda-powiedział uśmiechając się.
-Co wyszło?
-Twoja noga całkowicie zregenerowała się i z tego co patrzę będziesz mogła chodzić normalnie no i oczywiście po długiej rehabilitacji zaczniesz grać-powiedział ponownie się uśmiechając.
-Naprawdę?! Udało się!-krzyknęła i przytuliła trenera.
-Mówiłem, że nie możesz przestać wierzyć.
-Proszę o zachowanie tego dla siebie, chcę zrobić niespodziankę wszystkim-powiedziała spoglądając na lekarza.
-Oczywiście, za niedługo mam nadzieje zobaczyć Cię znowu na boisku-odparł i odszedł.

***
Dzisiaj specjalnie dla was dłuższy rozdział :D

Czytamy, czytamy ;) 

7 komentarzy:

  1. Dobrze, że się dobrze skończyło z tą jej nogą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny *,* czekam na następny, dodaj szybko ;*!! Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dodaj next szybko

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodaj wreszcie następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę dodaj kolejny. Już długo czekamy proszę dodaj ❤❤

    OdpowiedzUsuń