***
Otworzyła oczy i powoli zaczęła widzieć obrazy. Była na sali pooperacyjnej.
Czyli już po wszystkim, nie ma nogi, bała się spojrzeć pod kołdrę.
Nie była na to gotowa.
Mimo wszystko zmusiła się i powoli odsunęła kołdrę.
Zdziwiona otworzyła szeroko oczy, miała dwie nogi, nadal miała lewą.
-Chyba ja też zacznę wierzyć w cuda-odparł lekarz wchodząc do sali.
-Co z moją nogą? Przecież jechałam na operacje.
-I byłaś na niej, po podaniu Ci narkozy, lekarze jeszcze raz obejrzeli nogę i zdziwieni doszli do wniosku, że stał się cud, nie widzieli tego wcześniej, ale twoja noga zaczęła się regenerować. Stwierdzili nie usuwać jej i zobaczyć co będzie się działo-powiedział z uśmiechem.
-Naprawdę?! Będę mogła grać?!-krzyknęła szczęśliwa.
-Tego nie powiedziałem, nawet jeśli udało nam się ją uratować, to nigdy nie będzie już tak sprawna jak przed wypadkiem, nie wiem nawet czy będziesz potrafiła chodzić.
-Co?! To po co mi ta noga! To tylko niepotrzebny kikut!
-Ciesz się, że ją masz, nie myśli teraz o przyszłości-odparł i wyszedł.
Wściekła uderzyła się w nogę, co było błędem bo od razu poczuła silny ból i krzyknęła, po paru sekundach w sali byli już przestraszeni piłkarze.
-Wynoście się! Słyszeliście?! Wynocha!-ryknęła i wybuchła płaczem, życie dla niej straciło sens, mimo iż zachowała nogę to po co, nie wiedziała czy będzie w stanie samodzielnie chodzić, po co jej takie życie?
Już nigdy nie poczuje tej adrenaliny z piłką przy nodze, tego szczęścia ze strzelonego gola czy z wygranego meczu. Teraz będzie tylko kaleką, która nic nie będzie potrafiła zrobić.
Nie chciała tak żyć, to nie miało sensu.
***
Miesiąc później..
Od dwóch tygodni była w domu, jednak wszystko się zmieniło. Całymi dniami siedziała w pokoju, nie wychodziła z niego.
Była cieniem siebie, niewiele jadła, przy każdej czynności potrzebowała pomocy.
Nie dopuszczała do siebie nikogo, nawet Cesc.
Marc też próbował parę razy z nią porozmawiać ale bez skutecznie.
Pewnego dnia w szale histerii zniszczyła wszystko co przypominało jej o piłce, zdjęcia, koszulki, wszystko co w nawet najmniejszym stopniu przywracało wspomnienia.
Nie chciała nic słyszeć o piłce, nie dopuszczała do siebie piłkarzy, nie obchodziły ją już mecze, mimo iż każdy piłkarz czy piłkarka Barcy dedykowali jej golę.
Nie widziała tego i nie chciała widzieć, nie mogła grać w piłkę to nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
***
Miesiące mijały a Ana nie zmieniła się, jej noga z dnia na dzień była lepsza jednak nadal nie nadawała się do niczego, tak twierdziła dziewczyna.
Ana cały czas siedziała w pokoju, nie wychodziła z niego, odcięła się od świata. Mimo iż Leo próbował wszystkiego, sprowadzał lekarzy z całego świata, nikt nie pomógł jego córce. Zamknęła się na dobre.
-Cześć kochanie-odparł wchodząc do pokoju. Spojrzała na niego i odwróciła wzrok. Położył obiad i gazetę piłkarską, którą od razu porwała na strzępy i wyszedł. I tak było codziennie, siedział tam godzinami, z dnia na dzień opowiadając coraz mniej o klubie, mimo wszystko mówił o czym tylko się dało. Próbował, zachęcał ja do rozmowy jednak bezskutecznie.
Wyszedł z pokoju i załamany ruszył na dół.
-Znowu nic?-zapytała Anto.
-Nie-powiedział i usłyszał dzwonek do drzwi. ruszył w ich kierunku.
-Cześć-powiedział i wszedł do środka.
-Co tu robisz?-zapytał zdziwiony piłkarz widząc trenera.
-Przyszedłem porozmawiać z Aną.
-Powodzenia, ja próbuje od paru miesięcy-powiedział piłkarz i zaprowadził Enrique pod drzwi pokoju dziewczyny.
-Cześć Ana-powiedział wchodząc do środka. Zdziwiona spojrzała na niego lecz nic nie odpowiedziała.
-Jak tu wygląda! Siedzisz w ciemnościach i zaduchu!-powiedział i odsłonił i otworzył okno. Dziewczyna skrzywiła się lecz nadal nic nie odpowiedziała.
-Zamieniasz się w mima? I co nie zamieszasz się odezwać do końca życia?! Nie wygłupiaj się, musisz iść na przód, już za dużo użalasz się nad sobą!-krzyknął.
-Użalam się? To proszę bardzo zamień się ze mną! Nie potrawie nic zrobić bez czyjejś pomocy! Chcesz tak żyć?! Proszę bardzo, chętnie się zamienię, bo ja już mam dość.
-Brawo-powiedział z uśmiechem.
-Podpuściłeś mnie!-syknęła.
-A jak niby miałem zmusić się do gadania? Masz 17 lat i marnujesz sobie życie, musisz wstać na nogi i ruszyć dalej.
-Problem leży w tym, ze nie potrawie wstać.
-Ruszaj tyłek i wstań-rozkazał jej.
-To mi pomóż-syknęła zła.
-Nie, sama dasz radę-powiedział i spojrzał jak zaciska zęby i próbuje wstać. Po paru żmudnych próbach w końcu się jej udało.
-Widzisz, potrafisz.
-Super.wstałam po pół godzinie, jest się z czego cieszyć.
-Właśnie jest, wstałaś i to się liczy, mogłabyś to zrobić po paru godzinach ale udało Ci się.
-I co z tego? Wielkie mi rzeczy, wstałam z łóżka! Ale co dalej! Jak chcę grać! Chcę znowu poczuć zapach murawy i piłkę przy nodze.
-To jaki problem? Bierz piłkę i graj-powiedział patrząc na nią.
-Kpisz sobie ze mnie? Dobrze wiesz, że nie potrawie stanąć na tej nodze a co dopiero grać!-krzyknęła wściekła.
-Nie? A próbowałaś? Od paru miesięcy użalasz się nad sobą, nie dopuszczasz nikogo do siebie, twoi rodzice nie wiedzą co mają już robić, spójrz czasem na nich a nie tylko na siebie. Cały świat Cię wspiera!-krzyknął.
-Ja..-zaczęła lecz nie wiedziała co ma powiedzieć.
-Właśnie, brakuje Ci słów. Musisz się ruszyć, iść dalej, nie ważne jak będzie ciężko musisz iść na przód, dla siebie, dla rodziców, dla wszystkich, którzy próbują Ci pomóc.
-Dziękuje-powiedziała w końcu i przytuliła trenera.
-A teraz odłóż kule i podejdź do mnie-odparł robiąc trzy kroki do tyłu.
-Myślałam, że żartowałeś, nie potrawie-dodała ze smutkiem.
-Nie próbowałaś, jak nie spróbujesz to się nie dowiesz-powiedział i spojrzał na nią a ta po chwili zastanowienia odłożyła kule.
Złapała równowagę i zrobiła krok do przodu, od razu runęła w ręce mężczyzny.
-Nie potrawie.
-Jeszcze raz-rozkazał. Stanęła ponownie i ruszyła do przodu, zrobiła krok lekko kulejąc i stanęła.
Po chwili powtórzyła czynność.
-Umiem chodzić!-krzyknęła szczęśliwa i przytuliła się do trenera.
-Mówiłem, Leo opowiadał mi, że z twoją nogą jest z dnia na dzień coraz lepiej więc zrozumiałem, że mimo tego co mówili zaczniesz chodzić.
-Dziękuje Ci-wyszeptała a po jej policzkach popłynęły łzy, pierwszy raz od miesięcy były to łzy szczęścia.
-Brawo mała, trochę wiary w siebie i wszystko Ci się uda-powiedział z uśmiechem-a teraz zbieraj się-dodał.
-Co?! Gdzie?!-zapytała zdziwiona.
-Jak to gdzie, jedziesz ze mną na trening chłopaków. Twój ojciec pewnie jest już na miejscu.
-Nie chcę, nie chcę patrzyć na ich grę, wiedząc, że ja nie mogę.
-A kto Ci powiedział, że nie możesz? Teraz może nie ale skoro tym razem lekarze pomylili się to czemu nie miało by się stać tak w przypadku twojej gry?-zapytał.
-Nie wiem czy to możliwe-wyszeptała.
-Wszystko jest możliwy. Spraw by na twarzy twojego ojca pojawił się uśmiech, który zniknął kilka miesięcy temu. Pokaż mu, że jesteś twarda jak przystało na Messiego.
-Dobrze, pojadę z tobą-odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
-I właśnie taki uśmiech chcę widzieć na twojej buzi bez przerwy. Ogarnij się i ubierz to-powiedział i wyciągnął z torby koszulkę trenerską-Bardzo brakowało nam twoich rad, masz co nadrabiać. Trzeba ich ustawić do pionu-powiedział ze śmiechem.
Dziewczyna ubrała się szybko i powoli o kulach wyszła za trenerem z pokoju.
-Ana?-zapytała zszokowana matka.
-Przepraszam i dziękuje za te kilka miesięcy-powiedziała przytulając Argentynkę.
-Od dawna czekałam na to, jak udało Ci się zejść? Zniosłeś ją?-zapytała Hiszpana.
-Sama zeszła, trochę trzeba było wbić jej do tego zakutego łba, że potrafi ale udało się.
-Ej!-krzyknęła i zauważyła brata przyczajonego w koncie pokoju.
Podeszła powoli do niego.
-Przepraszam mistrzu, zaniedbała Cię ale wynagrodzę Ci to-powiedziała odkładając kule i przytulając chłopca.
-Tęskniłem za tobą.
-Ja też Thiago, ja też.
-Zagrasz ze mną?-zapytał patrząc na piłkę.
-Jeszcze nie ale kiedyś na pewno, zbieraj się jedziesz z nami-powiedziała a chłopiec pobiegł do pokoju, po paru sekundach wrócił w koszulce Barcy ze swoim imieniem i numerem 10.
-No i pięknie wyglądasz-powiedział i ruszyła do drzwi-Wrócimy z tatą-powiedział i wyszła na podwórko.
Promienie słoneczne od razu uderzyły w nią. Brakowało jej tego, tęskniła za tym.
-Dobra, ruszać się, bo spóźnimy się na trening-powiedział Luis i włożył chłopca do samochodu.
Po 20 minutach byli na stadionie, weszła do środka lecz zatrzymała się przed wejściem na murawę.
-Co się stało?-zapytał trener.
-Boję się-powiedziała.
-Czego?
-Że już nigdy tu nie zagram-odparła cicho.
-Nie dopuszczę do tego, moja najlepsza napastniczka i pani kapitan musi wrócić-powiedział i ruszył na murawę.
Stała jeszcze chwilę i ruszyła powoli na boisko.
Uśmiechnęła się widząc wygłupiających się piłkarzy.
-Co to za obijanie się!-krzyknęła a piłkarze zastygli w bezruchu i ucichli. Powoli odwrócili się, myśląc, że zwariowali.
-Ana!-krzyknął Marc i podbiegł do dziewczyny od razu przytulając ją.
-Tęskniłam-wyszeptała i puściła piłkarza.
-Nareszcie córciu-powiedział Leo i ze łzami w oczach przytulił dziewczynę.
-Przepraszam tato za wszystko co wam zrobiłam.
-Nie masz za co, ważne, że się podniosłaś-powiedział i puścił ją.
-Ja też się cieszę-powiedziała i schyliła się po kule.
-Pomogę-powiedział od razu.
-Nie! Potrafię sama!-powiedziała i w końcu podniosła je i ruszyła na ławkę rezerwowych.
-Dziękuje-powiedział Leo i przytulił Luisa.
-Nie ma za co, trzeba było tylko ustawić ja i pokazać, że życie toczy się dalej.
-Luis! Potrzebuje listy powołanych na jutrzejszy mecz z Realem-krzyknęła.
-A ty skąd wiesz?-zdziwili się oboje.
-Mam swojego informatora-powiedziała przytulając brata.
-Zaraz Ci dam-powiedział ruszając do niej.
Następnego dnia, stanęła w tunelu wsłuchując się w okrzyki kibiców, musiała przyznać, brakowało jej tego.
-Idziesz?-zapytał Enrique stając koło niej.
-Tak-powiedziała i powoli ruszyła przed siebie, gdy tylko pojawiła się na murawie dostała owacje na stojąco, z uśmiechem podziękowała kibicom i usiadła na ławce rezerwowych.
Spojrzała na wychodzących piłkarzy i uśmiechnęła się do ojca.
Popatrzyła na piłkarzy Realu szukając Cristiano, ten spojrzał na nią i zdziwiony sprintem podbiegł do niej.
-Ana!-krzyknął przytulając ją.
-Dusisz mnie-wyszeptała.
-Tak bardzo się ciesze widząc Cię-powiedział uśmiechając się.
-Ja też się ciesze, że cię widzie ale wracaj na boisko bo czekają na ciebie-powiedziała spoglądając na murawę.
-Strzele dla ciebie bramkę.
-Byle jedną, to Barca ma wygrać-odparła z uśmiechem.
-Zobaczymy-powiedział śmiejąc się i pobiegł do kolegów.
-Widzisz? Cały świat cieszy się z twojego powrotu-powiedział Luis stając koło niej.
-Podasz mi kule?-zapytała.
-Oczywiście.
Mecz zakończył się wynikiem 2-2 a gole strzelali najlepsi ze swoich drużyn Leo i Cristiano, obydwoje dedykowali swoje gole Anie.
Następnego dnia pojechała z ojcem na trening regeneracyjny, usiadła na ławce i posmutniała.
Mimo iż cieszyła się z gry piłkarzy, było jej smutno bo wiedziała, że ona już nie zagra.
Tą zmianę nastroju od razu zobaczył trener Barcelony.
-Co się stało?
-Jest mi przykro patrząc na nich, wiem, że to samolubne ale chciałabym być na ich miejscu, teraz jestem bezwartościowa i niepotrzebna.
-Zaraz Cię palne w ten łeb, przestań tak mówić, zrobię wszystko co w mojej mocy byś zaczęła grać, zostań dzisiaj po treningu to poćwiczymy chodzenie-odparł uśmiechając się.
-Dobrze.
Tak jak powiedziała, została po treningu żegnając się z ojcem i mówiąc, że wróci później.
-Chodź na środek, będzie więcej miejsca-powiedział i ruszył we wskazane miejsce a dziewczyna za nim.
-Nie wiem czy to ma jakikolwiek sens-odparła smutno.
-Nie załamuj się, jesteś naprawdę silną kobietą i dasz sobie z tym rade.
-Dobrze-powiedziała i odłożyła kule, on cofnął się kilka kroków i pozwolił dziewczynie ruszyć.
Spojrzała na niego a on uśmiechem dodał jej otuchy. Zrobiła krok i nie przewróciła się, zrobiła kilka kolejnych i w końcu doszła do niego, mimo iż noga ją bolała to był to ból znośny.
-Brawo-powiedział-Próbujemy dalej?-zapytał a ona przytaknęła.
I tak ćwiczyli przez następne kilka godzin, z każdym krokiem radziła sobie coraz lepiej.
-Mimo wszystko, nie mów na razie rodzicom, nie chcę im robić nadziei. Na razie niech to pozostanie między nam-powiedziała siadając na murawie.
-Oczywiście ale ruszaj się i idziemy.
-Gdzie?-zapytała zdziwiona.
-Do szpitala, trzeba porozmawiać z twoim lekarzem co o tym sądzi-powiedział i ruszył do wyjścia a dziewczyna o kulach powoli za nim.
-Dzień dobry-powiedziała widząc lekarza na korytarzu.
-Ana? Co Cię do mnie sprowadza?-zapytał zdziwiony.
-Możemy porozmawiać na osobności?-zapytała rozglądając się.
-To o co chodzi?-zapytał siadając za biurkiem w swoim gabinecie.
-O to-powiedziała i odłożyła kule, powoli stanęła i ruszyła do niego.
-Ale.. ale jak to-wydusił po chwili.
-Właśnie chcemy się tego dowiedzieć-powiedział Enrique.
-Nie wiem jaki cudem ale zaraz pojedziesz na badania i zobaczymy co tam z twoją nogą-powiedział i zabrał dziewczynę na rezonans.
-Naprawdę, przy tobie zacznę wierzyć w cuda-powiedział uśmiechając się.
-Co wyszło?
-Twoja noga całkowicie zregenerowała się i z tego co patrzę będziesz mogła chodzić normalnie no i oczywiście po długiej rehabilitacji zaczniesz grać-powiedział ponownie się uśmiechając.
-Naprawdę?! Udało się!-krzyknęła i przytuliła trenera.
-Mówiłem, że nie możesz przestać wierzyć.
-Proszę o zachowanie tego dla siebie, chcę zrobić niespodziankę wszystkim-powiedziała spoglądając na lekarza.
-Oczywiście, za niedługo mam nadzieje zobaczyć Cię znowu na boisku-odparł i odszedł.
***
Dzisiaj specjalnie dla was dłuższy rozdział :D
Czytamy, czytamy ;)
piątek, 20 maja 2016
piątek, 6 maja 2016
Rozdział 32
***
Tygodnie mijały a rodzina Messi wiodła spokojne życie, Ana wraz z Leo codziennie jeździli na treningi a po nich spędzali czas z resztę rodziny.
Tego dnia Ana po treningu zaczekała na ojca, bo nie chciała w taką pogodę wracać pieszo.
Po tym jak Leo przebrał się pobiegli do samochodu.
Z nieba padał deszcz, warunki na drodze były fatalne.
Starali się jechać powoli, nagle Leo stracił panowanie nad samochodem i ostatnie co zobaczyli były oślepiające światło lamp tira.
***
Otworzyła oczy jednak równie szybko je zamknęła. Po chwili spróbowała ponownie, próbowała się podnieść jednak przeszywający ból w nodze uniemożliwił jej to.
Opadła z powrotem na poduszkę i próbowała sobie przypomnieć co się stało, ostatnie co pamiętała to nadjeżdżającego tira z naprzeciwka.
-Dobrze, że już się obudziłaś-usłyszała i spojrzała na drzwi, przez które wszedł starszy mężczyzna.
-Kim pan jest?
-Nazywam się Alvaro Rodriguez, jestem ordynatorem i twoim lekarzem.
-Co mi jest?
-Na szczęście nie masz żadnych wewnętrznych obrażeń, lecz z twoją nogą nie jest dobrze.
-Co?!-krzyknęła.
-Tir uderzył w stronę samochodu po której siedziałaś, to cud, że żyjesz, lecz masz zmiażdżoną lewą nogę, jeśli do kilku dni jej stan się nie poprawi trzeba będzie ją amputować. Przykro mi ale nawet jeśli zachowasz nogę, nigdy już nie powrócisz do gry.
-Co?! Nie to niemożliwe! Ja muszę grać!-krzyknęła i wybuchnęła płaczem.
-Przykro mi-powiedział i wyszedł a Ana od razu zrzuciła kołdrę, jej lewa noga była unieruchomiona i zabandażowana, miejscami widać było czerwona plamy od krwi.
Widząc to dziewczyna ponownie rozpłakała się, nie chciała kończyć kariery, to piłka pozwoliła jej zapomnieć o przeszłości, a teraz miała już nigdy nie zagrać, a ponadto stracić nogę.
Chwyciła telefon i drżącymi rękami wybrała numer piłkarza.
-Cesc-szepnęła przez łzy.
-Ana?! Co się stało?!-krzyknął.
-Przyjedź, proszę-dodała dławiąc się łzami.
-Ana! Co się dzieje!-krzyknął po raz kolejny.
-Proszę-wyszeptała i rozłączyła się.
Zszokowany piłkarz od razu wybrał numer do ojca dziewczyny.
-Leo co się dzieje?!-krzyknął
-Cesc?
-Co z Aną? Co się stało? Dzwoniła do mnie, cały czas płacze!
-To przeze mnie, to wszystko moja wina!-krzyknął zrozpaczony.
-Co?! Co się stało?!
-Mieliśmy wypadek! Ona już nie zagra!
-Co?! Leo uspokój się i powiedz mi co się stało!-krzyknął.
-Straciłem panowanie nad samochodem, uderzył w nas tir, mi się nic nie stało, ale tir uderzył w Ane!
Ma zmiażdżoną nogę, chcą ją amputować! To moja wina!-krzyknął zrozpaczony.
-W jakim szpitalu jesteście?-zapytał po kilku minutach ciszy.
-W centrum-wyszeptał.
-Będę za kilka godzin-powiedział i od razu pojechał na lotnisko.
Argentyńczyk podniósł się z łóżka i przyjrzał się sobie, oprócz kilku zadrapań i zwichniętego nadgarstka, nic poważnego mu się nie stało.
Jednak był załamany, pozbawił córkę kariery i to teraz chodziło po jego głowie, to on chciał być na jej miejscu, to jemu miało się to stać!
Wyszedł z sali i ruszył w kierunku pokoju dziewczyny.
Zatrzymał się przed pomieszczeniem, nie potrafił wejść do środka, opadł na krzesła i schował twarz w dłonie. Nie wiedział ile to trwało, minuty, godziny..
Nie potrafił się pozbierał, siedział i płakał.
-Leo!-krzyknęła Anto biegnąc z dwójką dzieci.
-Anto-wyszeptał i po raz kolejny się rozpłakał.
-Kochanie, proszę Cię nie płacz, co z Aną?-zapytała starając się uspokoić męża.
-To wszystko moja wina, chcą jej amputować nogę, nie będzie już grać! To wszystko moja wina!-wybuchnął a kilka osób na korytarzu spojrzało na niego.
-To był wypadek, takie się zdarzają, to nie twoja wina-powiedziała przytulając go.
-Nie prawda! To ja powinienem tam leżeć, to mi się powinno stać.
-Nie mów tak, to nie jest twoja wina! Rozmawiałeś z nią?
-Nie potrawie-dodał szeptem.
-Panie Messi co pan tu robi! Powinien pan leżeć w łóżku i przyjmować kroplówkę!-krzyknęła pielęgniarka widząc go.
-Idź do sali i zabierz chłopców, ja pójdę do Any-powiedziała i weszła do sali, w której leżała dziewczyna.
Gdy tylko zobaczyła córkę, samej jej się chciał płakać, była w gorszym stanie niż Messi. Powoli podeszła do łóżka i usiadła na krześle obok.
-Ana?-zapytała szeptem.
-Co?
-Jak się czujesz?-zapytała powoli.
-A jak mam się czuć! Mogą mi amputować nogę! Już nigdy nie zagram! Ja chcę grać!-krzyknęła i wybuchnęła płaczem.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze-powtarzała trzymając dziewczynę w ramionach.
-Dziękuje-wyszeptała po dwudziestu minutach.
-Uspokoiłaś się?
-Tak, ale co ja teraz zrobię? Nie chcę stracić nogi-wyszeptała.
-Nie wiesz czy ją stracisz. Bądź dobrej myśli-odparła uśmiechając się.
-Co z tatą?-zapytała walcząc ze sobą, by się nie rozpłakać.
-Chyba nawet gorzej niż z tobą, psychicznie oczywiście, fizycznie nic mu nie jest.
-Co się stało?zapytała.
-Obwinia się o wypadek, boi się spojrzeć Ci w twarz.
-Przecież to nie jego wina, jechaliśmy powoli, to wszystko przez tą pieprzoną pogodę-powiedziała spokojnie.
-To jemu to wytłumacz, obwinia się o wszystko-powiedziała smutna.
-Możesz go tu przyprowadzić?
-Oczywiście, trzymaj się, wpadnę do ciebie później-powiedział i wyszła.
A dziewczyna spojrzała na drzwi, nie winiła ojca, nie była na niego zła, to nie była jego wina i on musiał to wiedzieć.
Argentynka wyszła z sali i szybkim krokiem skierowała się do męża.
-Co z nią?-zapytał przestraszony.
-Uspokoiła się, chce z tobą porozmawiać-powiedział spokojnie.
-Dobrze-powiedział ze strachem i ruszył do córki.
-Ana-szepnął widząc ją.
-Cześć tato-odparła uśmiechając się lekko.
-Jak się czujesz?-zapytał, chodź słowa ciężko przechodziły mu prze gardło.
-Lepiej od ciebie, przestań się obwiniać, to nie twoja wina, wypadek jak każdy inny. Proszę Cię, uśmiechnij się, nie winie cie. Rozumiesz?-zapytała zmuszając go by spojrzał na nią. W jego oczach widać było ból i złość.
-Nie prawda! To ja powinienem tu być, to wszystko moja wina!
-Powiedz tak jeszcze raz a wylecisz stąd! To nie jest twoja wina! Rozumiesz to! To nie jest twoja wina!-powtórzyła głośniej a ojciec przytulił ją. Wtuliła się w niego ufnie.
-Przepraszam-szepnął.
-Nie masz za co.
-Jak się czujesz?-zapytał.
-Niezbyt, przeraża mnie to wszystko, nie chcę tracić nogi, chcę żeby wszystko było tak jak kiedyś-powiedziała i już nie powstrzymywała łez.
-Będzie, obiecuje Ci to, będziesz miała dwie nogi i jeszcze zagrasz, obiecuje!
-Wiesz, że to niemożliwe!-powiedziała i szybko otarła łzy widząc wbiegającego brata.
-Przepraszam, nie umiałam go zatrzymać, musiał się z tobą widzieć-odparła Anto.
-Cześć mistrzu-zmusiła się na uśmiech. Chłopiec z uśmiechem podbiegł do siostry i przypadkowo oparł się o jej lewą nogę.
Dziewczyna syknęła i zacisnęła zęby z bólu.
-Przepraszam-szepnął wystraszony.
-Nic się nie stało skarbie, tylko nie dotykaj mi już tej nogi dobrze?-zapytała i przytuliła dziecko uspokajając go.
-Dobrze-powiedział uśmiechając się lekko.
-Widzę, że rodzina Messich w komplecie-powiedział lekarz wchodząc do pokoju.
-Tak, już tak-powiedziała Ana.
-Dobrze, panie Messi, pana wypis już czeka, może pan już opuścić szpital, a raczej sale. Ana co do ciebie to poczekamy do jutra, zobaczymy czy coś się zmieniło, mimo wszystko nie nastawiaj się na nic, to musiałby być cud.
-Wierze w cuda-powiedziała lekarz wyszedł.
-My też-dodała Anto.
-Czy mogłabym się na chwilę przespać? Zmęczona jestem-powiedziała.
-Oczywiście, będziemy czekać na zewnątrz-powiedział Leo.
-Nie, wam też jest potrzebny odpoczynek, widzimy się jutro-powiedział a jej rodzina wyszła.
Spojrzała na okno, było ciemno, czyli leżała tu już kilka godzin.
Bała się nadchodzących dni, bała się, że zostanie kaleką do końca życia.
Nie chciała tego, chciała by znowu było tak jak dawniej, by tego wypadku nie było, nie wiedziała, jak sobie poradzi bez piłki.
Z każdą kolejną myślą coraz więcej łez wypływało z jej oczu.
W końcu zmęczona zasnęła.
***
Następnego dnia obudziły ją krzyki na korytarzu, rozejrzała się po sali. czyli jednak to nie był sen, miała stracić nogę i już nigdy nie zagrać. Z oczy znowu popłynęły jej łzy.
Nie była na to gotowa, w tym momencie potrzebowała Cesca chciała się do niego przytulić, poczuć się bezpiecznie.
-Ana!-usłyszała i podniosła głowę, przed nią stał Fabregas, który szybko podszedł do dziewczyny i chwycił ją w ramiona.
Ta od razu rozpłakała się, siedzieli tak w ciszy, przez długi czas, Cesc próbował uspokoić dziewczynę, jednak bez skutku, do sali od rana dobijali się dziennikarza a później przyszli piłkarze Barcy, jednak dziewczyna nie chciała ich widzieć, nie potrafiła spojrzeć na nich wiedząc, że już nigdy nie zagra razem z nimi na treningu.
Po południu przyszedł chirurg zobaczyć jej nogę. Pielęgniarka powoli odwinęła bandaże a lekarz spojrzał na nogę. Lekko dotknął jej, lecz słysząc krzyk cofnął rękę.
-Przykro mi dziecko ale z tym już nic nie da się zrobić-powiedział patrząc na nią.
-Nie! Nie pozwolę wam jej uciąć!-krzyknęła i po raz pierwszy spojrzała na nogę, a raczej na coś podobnego do nogi. Przeraziła się, wyglądało to okropnie, od razu rozpłakała się i wtuliła w Hiszpana.
-Zabieg będzie za godzinę, przykro mi-powiedział i opuścił salę.
Na zewnątrz czekali rodzice dziewczyny wraz z piłkarzami i trenerem.
-Co z jej nogą?-zapytał Leo.
-Przykro mi, nie da się już nic zrobić, zabieg usunięcia nogi odbędzie się za godzinę.
-Co?!-krzyknęli zszokowani.
-Niestety-odparł i ruszył w przeciwnym kierunku a reszta załamana usiadła na krzesłach.
Po godzinie, z sali wyjechało łóżko, na którym leżała dziewczyna.
Piłkarze poderwali się z miejsc i uśmiechami próbowali dodać dziewczynie otuchy.
-Nie pozwól im na to-wyszeptała przez łzy i odjechała na salę operacyjną.
***
Nowy rozdział będzie za tydzień :)
Proszę o większą aktywność :D
Tygodnie mijały a rodzina Messi wiodła spokojne życie, Ana wraz z Leo codziennie jeździli na treningi a po nich spędzali czas z resztę rodziny.
Tego dnia Ana po treningu zaczekała na ojca, bo nie chciała w taką pogodę wracać pieszo.
Po tym jak Leo przebrał się pobiegli do samochodu.
Z nieba padał deszcz, warunki na drodze były fatalne.
Starali się jechać powoli, nagle Leo stracił panowanie nad samochodem i ostatnie co zobaczyli były oślepiające światło lamp tira.
***
Otworzyła oczy jednak równie szybko je zamknęła. Po chwili spróbowała ponownie, próbowała się podnieść jednak przeszywający ból w nodze uniemożliwił jej to.
Opadła z powrotem na poduszkę i próbowała sobie przypomnieć co się stało, ostatnie co pamiętała to nadjeżdżającego tira z naprzeciwka.
-Dobrze, że już się obudziłaś-usłyszała i spojrzała na drzwi, przez które wszedł starszy mężczyzna.
-Kim pan jest?
-Nazywam się Alvaro Rodriguez, jestem ordynatorem i twoim lekarzem.
-Co mi jest?
-Na szczęście nie masz żadnych wewnętrznych obrażeń, lecz z twoją nogą nie jest dobrze.
-Co?!-krzyknęła.
-Tir uderzył w stronę samochodu po której siedziałaś, to cud, że żyjesz, lecz masz zmiażdżoną lewą nogę, jeśli do kilku dni jej stan się nie poprawi trzeba będzie ją amputować. Przykro mi ale nawet jeśli zachowasz nogę, nigdy już nie powrócisz do gry.
-Co?! Nie to niemożliwe! Ja muszę grać!-krzyknęła i wybuchnęła płaczem.
-Przykro mi-powiedział i wyszedł a Ana od razu zrzuciła kołdrę, jej lewa noga była unieruchomiona i zabandażowana, miejscami widać było czerwona plamy od krwi.
Widząc to dziewczyna ponownie rozpłakała się, nie chciała kończyć kariery, to piłka pozwoliła jej zapomnieć o przeszłości, a teraz miała już nigdy nie zagrać, a ponadto stracić nogę.
Chwyciła telefon i drżącymi rękami wybrała numer piłkarza.
-Cesc-szepnęła przez łzy.
-Ana?! Co się stało?!-krzyknął.
-Przyjedź, proszę-dodała dławiąc się łzami.
-Ana! Co się dzieje!-krzyknął po raz kolejny.
-Proszę-wyszeptała i rozłączyła się.
Zszokowany piłkarz od razu wybrał numer do ojca dziewczyny.
-Leo co się dzieje?!-krzyknął
-Cesc?
-Co z Aną? Co się stało? Dzwoniła do mnie, cały czas płacze!
-To przeze mnie, to wszystko moja wina!-krzyknął zrozpaczony.
-Co?! Co się stało?!
-Mieliśmy wypadek! Ona już nie zagra!
-Co?! Leo uspokój się i powiedz mi co się stało!-krzyknął.
-Straciłem panowanie nad samochodem, uderzył w nas tir, mi się nic nie stało, ale tir uderzył w Ane!
Ma zmiażdżoną nogę, chcą ją amputować! To moja wina!-krzyknął zrozpaczony.
-W jakim szpitalu jesteście?-zapytał po kilku minutach ciszy.
-W centrum-wyszeptał.
-Będę za kilka godzin-powiedział i od razu pojechał na lotnisko.
Argentyńczyk podniósł się z łóżka i przyjrzał się sobie, oprócz kilku zadrapań i zwichniętego nadgarstka, nic poważnego mu się nie stało.
Jednak był załamany, pozbawił córkę kariery i to teraz chodziło po jego głowie, to on chciał być na jej miejscu, to jemu miało się to stać!
Wyszedł z sali i ruszył w kierunku pokoju dziewczyny.
Zatrzymał się przed pomieszczeniem, nie potrafił wejść do środka, opadł na krzesła i schował twarz w dłonie. Nie wiedział ile to trwało, minuty, godziny..
Nie potrafił się pozbierał, siedział i płakał.
-Leo!-krzyknęła Anto biegnąc z dwójką dzieci.
-Anto-wyszeptał i po raz kolejny się rozpłakał.
-Kochanie, proszę Cię nie płacz, co z Aną?-zapytała starając się uspokoić męża.
-To wszystko moja wina, chcą jej amputować nogę, nie będzie już grać! To wszystko moja wina!-wybuchnął a kilka osób na korytarzu spojrzało na niego.
-To był wypadek, takie się zdarzają, to nie twoja wina-powiedziała przytulając go.
-Nie prawda! To ja powinienem tam leżeć, to mi się powinno stać.
-Nie mów tak, to nie jest twoja wina! Rozmawiałeś z nią?
-Nie potrawie-dodał szeptem.
-Panie Messi co pan tu robi! Powinien pan leżeć w łóżku i przyjmować kroplówkę!-krzyknęła pielęgniarka widząc go.
-Idź do sali i zabierz chłopców, ja pójdę do Any-powiedziała i weszła do sali, w której leżała dziewczyna.
Gdy tylko zobaczyła córkę, samej jej się chciał płakać, była w gorszym stanie niż Messi. Powoli podeszła do łóżka i usiadła na krześle obok.
-Ana?-zapytała szeptem.
-Co?
-Jak się czujesz?-zapytała powoli.
-A jak mam się czuć! Mogą mi amputować nogę! Już nigdy nie zagram! Ja chcę grać!-krzyknęła i wybuchnęła płaczem.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze-powtarzała trzymając dziewczynę w ramionach.
-Dziękuje-wyszeptała po dwudziestu minutach.
-Uspokoiłaś się?
-Tak, ale co ja teraz zrobię? Nie chcę stracić nogi-wyszeptała.
-Nie wiesz czy ją stracisz. Bądź dobrej myśli-odparła uśmiechając się.
-Co z tatą?-zapytała walcząc ze sobą, by się nie rozpłakać.
-Chyba nawet gorzej niż z tobą, psychicznie oczywiście, fizycznie nic mu nie jest.
-Co się stało?zapytała.
-Obwinia się o wypadek, boi się spojrzeć Ci w twarz.
-Przecież to nie jego wina, jechaliśmy powoli, to wszystko przez tą pieprzoną pogodę-powiedziała spokojnie.
-To jemu to wytłumacz, obwinia się o wszystko-powiedziała smutna.
-Możesz go tu przyprowadzić?
-Oczywiście, trzymaj się, wpadnę do ciebie później-powiedział i wyszła.
A dziewczyna spojrzała na drzwi, nie winiła ojca, nie była na niego zła, to nie była jego wina i on musiał to wiedzieć.
Argentynka wyszła z sali i szybkim krokiem skierowała się do męża.
-Co z nią?-zapytał przestraszony.
-Uspokoiła się, chce z tobą porozmawiać-powiedział spokojnie.
-Dobrze-powiedział ze strachem i ruszył do córki.
-Ana-szepnął widząc ją.
-Cześć tato-odparła uśmiechając się lekko.
-Jak się czujesz?-zapytał, chodź słowa ciężko przechodziły mu prze gardło.
-Lepiej od ciebie, przestań się obwiniać, to nie twoja wina, wypadek jak każdy inny. Proszę Cię, uśmiechnij się, nie winie cie. Rozumiesz?-zapytała zmuszając go by spojrzał na nią. W jego oczach widać było ból i złość.
-Nie prawda! To ja powinienem tu być, to wszystko moja wina!
-Powiedz tak jeszcze raz a wylecisz stąd! To nie jest twoja wina! Rozumiesz to! To nie jest twoja wina!-powtórzyła głośniej a ojciec przytulił ją. Wtuliła się w niego ufnie.
-Przepraszam-szepnął.
-Nie masz za co.
-Jak się czujesz?-zapytał.
-Niezbyt, przeraża mnie to wszystko, nie chcę tracić nogi, chcę żeby wszystko było tak jak kiedyś-powiedziała i już nie powstrzymywała łez.
-Będzie, obiecuje Ci to, będziesz miała dwie nogi i jeszcze zagrasz, obiecuje!
-Wiesz, że to niemożliwe!-powiedziała i szybko otarła łzy widząc wbiegającego brata.
-Przepraszam, nie umiałam go zatrzymać, musiał się z tobą widzieć-odparła Anto.
-Cześć mistrzu-zmusiła się na uśmiech. Chłopiec z uśmiechem podbiegł do siostry i przypadkowo oparł się o jej lewą nogę.
Dziewczyna syknęła i zacisnęła zęby z bólu.
-Przepraszam-szepnął wystraszony.
-Nic się nie stało skarbie, tylko nie dotykaj mi już tej nogi dobrze?-zapytała i przytuliła dziecko uspokajając go.
-Dobrze-powiedział uśmiechając się lekko.
-Widzę, że rodzina Messich w komplecie-powiedział lekarz wchodząc do pokoju.
-Tak, już tak-powiedziała Ana.
-Dobrze, panie Messi, pana wypis już czeka, może pan już opuścić szpital, a raczej sale. Ana co do ciebie to poczekamy do jutra, zobaczymy czy coś się zmieniło, mimo wszystko nie nastawiaj się na nic, to musiałby być cud.
-Wierze w cuda-powiedziała lekarz wyszedł.
-My też-dodała Anto.
-Czy mogłabym się na chwilę przespać? Zmęczona jestem-powiedziała.
-Oczywiście, będziemy czekać na zewnątrz-powiedział Leo.
-Nie, wam też jest potrzebny odpoczynek, widzimy się jutro-powiedział a jej rodzina wyszła.
Spojrzała na okno, było ciemno, czyli leżała tu już kilka godzin.
Bała się nadchodzących dni, bała się, że zostanie kaleką do końca życia.
Nie chciała tego, chciała by znowu było tak jak dawniej, by tego wypadku nie było, nie wiedziała, jak sobie poradzi bez piłki.
Z każdą kolejną myślą coraz więcej łez wypływało z jej oczu.
W końcu zmęczona zasnęła.
***
Następnego dnia obudziły ją krzyki na korytarzu, rozejrzała się po sali. czyli jednak to nie był sen, miała stracić nogę i już nigdy nie zagrać. Z oczy znowu popłynęły jej łzy.
Nie była na to gotowa, w tym momencie potrzebowała Cesca chciała się do niego przytulić, poczuć się bezpiecznie.
-Ana!-usłyszała i podniosła głowę, przed nią stał Fabregas, który szybko podszedł do dziewczyny i chwycił ją w ramiona.
Ta od razu rozpłakała się, siedzieli tak w ciszy, przez długi czas, Cesc próbował uspokoić dziewczynę, jednak bez skutku, do sali od rana dobijali się dziennikarza a później przyszli piłkarze Barcy, jednak dziewczyna nie chciała ich widzieć, nie potrafiła spojrzeć na nich wiedząc, że już nigdy nie zagra razem z nimi na treningu.
Po południu przyszedł chirurg zobaczyć jej nogę. Pielęgniarka powoli odwinęła bandaże a lekarz spojrzał na nogę. Lekko dotknął jej, lecz słysząc krzyk cofnął rękę.
-Przykro mi dziecko ale z tym już nic nie da się zrobić-powiedział patrząc na nią.
-Nie! Nie pozwolę wam jej uciąć!-krzyknęła i po raz pierwszy spojrzała na nogę, a raczej na coś podobnego do nogi. Przeraziła się, wyglądało to okropnie, od razu rozpłakała się i wtuliła w Hiszpana.
-Zabieg będzie za godzinę, przykro mi-powiedział i opuścił salę.
Na zewnątrz czekali rodzice dziewczyny wraz z piłkarzami i trenerem.
-Co z jej nogą?-zapytał Leo.
-Przykro mi, nie da się już nic zrobić, zabieg usunięcia nogi odbędzie się za godzinę.
-Co?!-krzyknęli zszokowani.
-Niestety-odparł i ruszył w przeciwnym kierunku a reszta załamana usiadła na krzesłach.
Po godzinie, z sali wyjechało łóżko, na którym leżała dziewczyna.
Piłkarze poderwali się z miejsc i uśmiechami próbowali dodać dziewczynie otuchy.
-Nie pozwól im na to-wyszeptała przez łzy i odjechała na salę operacyjną.
***
Nowy rozdział będzie za tydzień :)
Proszę o większą aktywność :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)